– Przyjęto konwencję chicagowską (o międzynarodowym lotnictwie cywilnym – red.) jako instrument dający maksymalną transparentność procesu badania katastrofy – przekonywał w piątek „Rz” rzecznik rządu Paweł Graś. I sugerował, że porozumienie z 1993 r. nie ma dostatecznej rangi, gdyż nie jest umową. Podobna teza znalazła się w komunikacie rządu wydanym po naszej publikacji.
Czy rząd w ogóle rozważał zastosowanie polsko-rosyjskiej regulacji? Jeśli tak, dlaczego z niej nie skorzystał?
Według komunikatu przyczyną był brak odpowiednich procedur współpracy. W komunikacie Centrum Informacyjnego Rządu czytamy też, że po katastrofie „możliwe było albo rozpoczęcie długotrwałych rozmów ze stroną rosyjską w celu ustalenia procedury badania wypadku w oparciu o art. 11 porozumienia z 1993 r. (który mówi o współpracy przy wypadkach lotniczych – red.), albo natychmiastowe podjęcie badań przy wykorzystaniu istniejących międzynarodowych procedur wynikających z tzw. konwencji chicagowskiej.
Rząd zapewnia też, że decyzja o wybraniu konwencji zapadła „po analizie dostępnych mechanizmów prawnych”.
Ale eksperci twierdzą: ustalanie dodatkowych procedur nie było konieczne. Docent Jerzy Andrzej Wojciechowski, specjalista prawa międzynarodowego z Wyższej Szkoły Menedżerskiej w Warszawie, mówi „Rz”: – Porozumienie między MON Polski i Rosji przechodziło standardową procedurę zawierania takich aktów, stanowi więc normalną, ważną umowę międzynarodową. Jego treść wskazuje, że nie wymaga ono dodatkowych aktów wykonawczych i powinno być bezpośrednio stosowane. Jako akt szczególny ma ono pierwszeństwo przed konwencją chicagowską.
Natomiast Mateusz Martyniuk, rzecznik prokuratora generalnego, zaznacza: – Jest to porozumienie ministrów obrony Polski i Rosji. Nie stanowi ono podstawy prawnej współpracy pomiędzy prokuraturą polską i rosyjską w sprawach karnych.