Kampania w Internecie: najciekawsze spoty kandydatów

Spot z superbohaterem, a może licytacja na obiecanki – tak kandydaci przyciągają uwagę internautów

Aktualizacja: 05.11.2010 08:03 Publikacja: 05.11.2010 02:02

Kamil Nowak z Kędzierzyna-Koźla obiecuje w kampanii ubikacje dla gołębi i zawrócenie Odry

Kamil Nowak z Kędzierzyna-Koźla obiecuje w kampanii ubikacje dla gołębi i zawrócenie Odry

Foto: politykier.pl

„W tych wyborach od ciebie wszystko zależy. Komu ster władzy oddasz, a komu odbierzesz. Pracy chleba dla wszystkich oto mój cel. Zobacz sam www.jerzyzuba.pl” – zachęca w klipie wrzuconym na YouTube Jerzy Zuba, który przedstawia się jako „rapujący pisowiec”. Kandyduje do rady powiatu sanockiego na Podkarpaciu i śpiewa o swoim rodzinnym Zagórzu.

Jarosław Oborski, kandydat PO do warszawskiej rady dzielnicy Bemowo, jest bardziej tradycyjny. Na YouTube występuje w kolczudze i hełmie. W spocie, który sam wyreżyserował, zapowiada walkę o powiększenie biblioteki i nowy basen. Podkreśla, że zamierza kruszyć kopię tylko „o konkrety”.

Z kolei Rafał Przełonczkowski, kandydat PO na radnego Chorzowa (Śląsk), prezentuje się jako superbohater, który uniemożliwia złodziejowi kradzież torebki przechodzącej kobiecie. W innej scenie spotu kandydat opróżnia sobie na głowę zawartość kosza na śmieci.

[srodtytul]Szukają rozgłosu[/srodtytul]

– Ile kandydatów, tyle pomysłów – mówi dr Wojciech Jabłoński, politolog zUW. – Generalnie im dziwaczniejsze, tym lepsze, bo bardziej przyciągną uwagę.

– Dzięki nim kandydaci mogą dać się zapamiętać wyborcom, a bez tego nie mają co liczyć na sukces – wtóruje mu Joanna Gepfert, specjalistka od wizerunku politycznego. Dodaje, że oryginalne spoty wyborcze podchwytują lokalne media, dzięki czemu kandydat zyskuje jeszcze większy rozgłos. Jej zdaniem takie reklamy lepiej trafiają do mieszkańców dużych miast. – Trzeba jednak pamiętać, do kogo się taką reklamówkę adresuje. Jeśli są to głównie młodzi wyborcy, to wszystko jest OK. Jeśli natomiast są to głównie emeryci, lepiej postawić na tradycyjne formy prowadzenia kampanii – radzi.

Ale szokować chcą także kandydaci z mniejszych miast. Dziennikarz Kamil Nowak, który startuje na prezydenta Kędzierzyna-Koźla (Opolskie), trafił na czołówki ogólnopolskich portali. Dlaczego? Bo wystartował z hasłem „Nikt ci tego nie da, ile ja ci naobiecuję”. Na swoim profilu w portalu społecznościowym Facebook obiecuje m.in. ubikacje dla gołębi i meneli, galerię handlową na każdym osiedlu, darmowy bigos w lokalnej restauracji, trzy baseny w Kłodnicy, zawrócenie Odry i Linety, refundację podróży dookoła świata oraz wiatraki na każdym skrzyżowaniu. – Standardowe myślenie wygląda następująco: kandydaci różnią się tym, ile kto naobiecuje. Postanowiłem więc obiecać jak najwięcej – tłumaczył w rozmowie z portalem Politykier.pl. Zastrzegł, że obietnic nie zamierza spełniać, bo wie, iż nie wygra.

Ale w internetowym sondażu www.kkozle24.pl był wczoraj na trzecim miejscu (z sześciu kandydatów), mając 16,2 proc. poparcia. A na Facebooku powstał już jego profil fanowski.

[srodtytul]Facebook i Twitter[/srodtytul]

– Ludzie, którzy wchodzą do polityki, widzą, że sieć daje im olbrzymie możliwości bezpośredniego kontaktu z wyborcami, wyrównania szans z tymi przeciwnikami, którzy funkcjonując na co dzień w polityce, mają regularny dostęp do klasycznych mediów. Stąd popularność portali społecznościowych – ocenia dr Maria Nowina-Konopka, ekspert ds. demokracji w sieci.

I choć jeszcze w 2005 r. politycy omijali je szerokim łukiem, to teraz chętnie promują się na Facebooku czy komunikatorze Twitter. Jednym z bardziej aktywnych w sieci jest Czesław Bielecki, kandydat na prezydenta Warszawy popierany przez PiS. Jak informowała „Rz”, swój sztab wyborczy utworzył z wolontariuszy, których pozyskał dzięki dyskusjom na Facebooku.

O głosy wyborców na FB walczy też jego rywalka z PO Hanna Gronkiewicz-Waltz. Blog „HGW Watch” wytknął jej niedawno, że wpisy umieszcza w godzinach pracy urzędu miasta. Podobny przewidywany atak uprzedził Ryszard Grobelny, który ubiega się o reelekcję w Poznaniu. Do swoich fanów na Facebooku napisał: „Właśnie się dowiedziałem, że jeden z najlepszych dziennikarzy śledczych pan Marcin Kącki (z „Gazety Wyborczej” – red.) odkrył wielką aferę, tzw. aferą facebookową. Skierował pytanie, jaki charakter ma mój profil na Facebooku”.

Dzięki Twitterowi faworytem prezydenckiego wyścigu w Wejherowie (Pomorze) stał się Maciej Łukowicz, kandydat niezależny. – Trochę się zachwyciłem tym komunikatorem. Z braku czasu na inne działania dał szansę dotarcia do ludzi, do których chciałem się zwrócić – przyznał w rozmowie z „Rz”.

Kandydaci do samorządu rzadziej korzystają z komunikatora Skype, który wymaga dyżurowania przy mikrofonie i słuchawkach. Choć i on bywa wykorzystywany w kampanii. Wczoraj Andrzej Stolpa, kandydat PSL na prezydenta Płońska (Mazowsze), zapowiedział, że w ten sposób w każdy czwartek wyborcy będą mieli możliwość porozmawiania z nim.

[srodtytul]Strony WWW[/srodtytul]

Najbardziej odporni na kampanię internetową są wójtowie, burmistrzowie i prezydenci, którzy od dawna sprawują swoją funkcję. – W danej miejscowości są na tyle znani, że nie muszą już walczyć o swoją rozpoznawalność – wyjaśnia Jabłoński.

Modne niegdyś blogi i profesjonalne strony internetowe w tej kampanii są zaniedbywane. Np. strona WWW prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego ostatnio w ogóle nie chciała się załadować. Chlubnym wyjątkiem jest tutaj prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, na którego stronie niemal codziennie pojawiają się aktualności.

– Kandydaci zdają sobie sprawę, że tworzenie stron internetowych przed wyborami nie ma sensu. Wejdzie na nie kilkaset osób, głównie już przekonanych – ocenia Eryk Mistewicz, konsultant polityczny.

Ale to właśnie na strony WWW stawia PO. Na wybory przygotowała specjalny program pozwalający 27 775 kandydatom je przygotować, mogą je też zintegrować z profilami na FB i YouTube. – Kandydaci radzą sobie z tworzeniem stron internetowych lepiej, niż przewidywaliśmy – cieszy się Agnieszka Pomaska, odpowiedzialna za kampanię internetową PO. Informuje, że takie strony utworzyło już ok. tysiąca kandydatów.

Natomiast PiS przygotował internetowy „PiS Newsletter”. Miał też działać na Facebooku, ale został dezaktywowany przez administratorów portalu. Działacze PiS ogłosili, że padli ofiarą cenzury w Internecie.

Z kolei – jak dowiedziała się nieoficjalnie „Rz” – kandydaci SLD dostali od kierownictwa partii wytyczne: jak prowadzić kampanię w sieci, co wolno pisać i komentować, a czego nie. – Jest np. zalecenie, żeby nie wdawać się w dyskusje historyczne – mówi „Rz” polityk lewicy. I ocenia: – To instrukcja rodem sprzed dziesięciu lat.

Według ekspertów udział Internetu w kampaniach do władz lokalnych będzie rosnąć. – To po prostu najtańszy sposób prowadzenia kampanii. Jest też coraz więcej osób, które wiedzę o świecie czerpią głównie z portali społecznościowych – wyjaśnia Gepfert.

„W tych wyborach od ciebie wszystko zależy. Komu ster władzy oddasz, a komu odbierzesz. Pracy chleba dla wszystkich oto mój cel. Zobacz sam www.jerzyzuba.pl” – zachęca w klipie wrzuconym na YouTube Jerzy Zuba, który przedstawia się jako „rapujący pisowiec”. Kandyduje do rady powiatu sanockiego na Podkarpaciu i śpiewa o swoim rodzinnym Zagórzu.

Jarosław Oborski, kandydat PO do warszawskiej rady dzielnicy Bemowo, jest bardziej tradycyjny. Na YouTube występuje w kolczudze i hełmie. W spocie, który sam wyreżyserował, zapowiada walkę o powiększenie biblioteki i nowy basen. Podkreśla, że zamierza kruszyć kopię tylko „o konkrety”.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Kraj
Relacje, które rozwijają biznes. Co daje networking na Infoshare 2025?
Kraj
Tysiąc lat i ani jednej idei. Uśmiechnięta Polska nadal poszukuje patriotyzmu
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kraj
Jak będzie wyglądać rocznica koronacji Chrobrego? Czołgi na ulicach stolicy
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Kraj
Walka z ogniem w Biebrzańskim Parku Narodowym. „Pożar nie jest opanowany”
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne