W PRL istniała taka instytucja, której wysłannicy stali pod głośnikami w kościołach dyskretnie trzymając magnetofony. Po powrocie do biura i odsłuchaniu taśm, robili specjalne raporty, które trafiały do kogo trzeba. Opisywali w nich, co księża mówili w kazaniach, specjalnie odnotowując sytuacje, w których kapłani odchodzili od spraw czysto liturgicznych i zajmowali się pojemnym wówczas pojęciem "polityka".
Zupełnie nie wiem, dlaczego przypomniało mi się to dzisiaj. Jest to zupełnie bez związku z faktem, że „Gazeta Wyborcza” po raz kolejny w ostatnich tygodniach zaczęła lustrować kazanie księdza podczas patriotycznej mszy świętej.
Mogę zrozumieć oburzenie, gdy kapłan podczas Święta Przemienienia Pańskiego zamiast o Ewangelii mówi o sprawach publicznych. Ale jeśli odprawia msze świętą z okazji rocznicy historycznej, wymagać od niego, by nie wspomniał ani słowem o wydarzeniach, z okazji których mszę zamówiono, to tak, jak wymagać od księdza odprawiającego pogrzeb, by nie mówił o nieboszczyku, lecz o sprawach wyłącznie religijnych.
Miesiąc temu lustrowano homilię ks. Sławomira Żarskiego, który mówił do wiernych z okazji rocznicy odzyskania niepodległości. Ośmielił się w obecności prezydenta RP podkreślić, że elity polityczne III RP nie zawsze były dość patriotyczne. Bronisław Komorowski się oburzył (no bo jak można zarzucić brak patriotyzmu np. jego doradcy Wojciechowi Jaruzelskiemu). Jak skończył ks. Żarski, wiemy wszyscy. Dziś "Gazeta" opisuje mszę w Lublinie z okazji 29. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego i homilię ks. Leona Pietronia. Najpierw wstawił się za ks. Żarskim a potem, dosłowny cytat: "opowiadał wiernym o władzy - jak ułomna jest, gdy nie liczy się z Bogiem. Mówił o komunistach, a potem przeszedł do prezydenta i rządu Donalda Tuska". Co mówił o rządzie dokładnie - tego niestety nie dowiemy się z relacji „GW”.
Rzeczywiście skandalem jest, że duchowny mówi o komunistach na mszy z okazji wprowadzenia Stanu Wojennego. To nie wprowadzili go komuniści?