2 lipca minie pięć lat od śmierci Jerzego Ziobry, ojca Zbigniewa, europosła PiS. Wtedy sprawa zarzutów, jakie stawiają bliscy lekarzom z Kliniki Kardiologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, może się przedawnić. Według rodziny ich błędy doprowadziły do śmierci Jerzego Ziobry.
Do szpitala zgłosił się sam, bo w trakcie wycieczki poczuł ból w klatce piersiowej. Ból ustąpił, ale zaniepokojony Ziobro poddał się badaniom. Gdy przyjmowano go do szpitala, czuł się dobrze, potem jego stan się pogarszał. Po dziewięciu dniach zmarł. Jego syn Witold Ziobro (brat europosła) złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez lekarzy.
Wiosną 2008 r. śledztwo umorzono na podstawie opinii wydanej przez Zakład Medycyny Sądowej w Łodzi. Według biegłych Jerzy Ziobro był leczony prawidłowo.
Rodzina zamówiła za własne pieniądze ekspertyzy aż w ośmiu ośrodkach uniwersyteckich w Europie, USA oraz Izraelu. Opinie podpisały największe sławy kardiologii. Wynikało z nich, że w krakowskim szpitalu popełniono szereg błędów, które mogły doprowadzić do śmierci pacjenta.
Sąd nakazał prokuraturze prowadzić sprawę dalej. Śledczy polecili sporządzenie nowej ekspertyzy Zakładowi Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego w Katowicach. Ten zwlekał, choć opinię ma wydać. Rodzina z kolei jeszcze raz poprosiła o ekspertyzę lekarzy z Zachodu. – Nie jest to wynik braku zaufania do polskich specjalistów, ale czas biegnie nieubłaganie – mówi Witold Ziobro.