Pozazdrościł pan Januszowi Palikotowi? Organizował pan wiece „w obronie matoła", teraz zapowiada pan happening wymierzony w Kubę Wojewódzkiego.
Bo obserwując PO, mam poczucie groteski, a w każdym razie głębokiej niepowagi ośrodka rządzącego. I coraz większego rozchodzenia się rzeczywistości przedstawianej i rzeczywistości rzeczywistej. Apelowałem do showmanów, aby z tego korzystali. Jeśli nie korzystają, robię to sam. Jestem z pokolenia '68, które śmiało się z Monty Pythona i Salonu Niezależnych. Gdy słyszę o walce straży miejskiej w Warszawie z kwiatami, od razu widzę oczami duszy sztabową naradę u pani prezydent Gronkiewicz-Waltz, gdzie przydzielane są zadania. Równie mocno śmieszy mnie walka z nielegalnym stołkiem na ulicy albo z dowcipnymi kibicami.
Widzi pan tu zagrożenia?
Jestem daleki od przedstawiania Polski jako Białorusi, ale ta władza testuje, jak daleko może się posunąć. Weźmy przypadek nastolatka, który napisał na ścianie szkoły „J... rząd". Powinien zostać ukarany, ale za wandalizm, a nie za znieważenie konstytucyjnego organu. Odbywa się komedia. Minister sprawiedliwości mówi: Niech się odwołuje, pomożemy. Ale to jest dochodzenie własne policji. Przecież można policjantom kazać, by się nie wydurniali. Więc wzywam na blogu: „Zabijmy ich śmiechem".