Rozmawiał ze stacją RMF FM.

- Nie wiem, co się stało. Nie było mnie wtedy z żoną w mieszkaniu. Z tego, co wiem, to ona wróciła do domu po pieluchy - opowiada Waśniewski. Twierdzi, że rozstali się z żoną "jakieś pięć minut po wyjściu z domu - my skręciliśmy w lewo, żona poszła w prawo". On pojechał do rodziców po drzewo, a jego żona poszła pieszo do swojej matki. To wtedy miała wrócić do domu po pieluchy. - Weszła na górę i widocznie wtedy musiało się to stać - mówi ojciec dziecka.

Zapewnia, że kiedy znosili z żoną wózek, Magda jeszcze żyła. - Sąsiedzi nas widzieli - zaznacza.

Pytany, czy wierzy w słowa żony, że to był nieszczęśliwy wypadek, odpowiada: "ciężko teraz powiedzieć, w co się wierzy. Przez tyle dni żyliśmy z rodziną w kłamstwie - i to takim bardzo perfidnym".