Rafał Ziemkiewicz przekonuje, że twórca legendarnego „Misia" mógłby i dziś znaleźć wiele inspiracji w naszym życiu społecznym i politycznym.
„Czy zobaczylibyśmy w jego filmie iście nowohucką epopeję oddawania stadionu, w którym trzeba było na bieżąco robić 16 tys. poprawek, i którego nie można oficjalnie odebrać ani zapłacić jego wykonawcom, a na dodatek prezesowi, który akceptował tak spartaczony projekt, przyznano niewyobrażalną dla przeciętnego Polaka nagrodę? – pyta. – I redaktora z teraz już „komercyjnej" telewizji opowiadającego, jak „tańcem i śpiewem powitali warszawiacy ten wspaniały prezent", a na stronie wydającego swej ekipie polecenie »panowie, zaczyna być ciekawie, kamera stop«? Jestem przekonany, że tak".
Zdaniem publicysty dzisiejszy Bareja nie zrezygnowałby z demaskowania kłamstwa i cwaniactwa. „Kiedy pod egidą najwyższych władz „mistrz" Wajda robi zapowiadający się na pompatyczną, propagandową chałę film »Wałęsa«o tym, jak to komunizm obalili wyłącznie dzisiejsi stronnicy Tuska – to Bareja, walcząc z szykanami i brakiem pieniędzy nakręciłby film »Bolek«. A w nim znaleźlibyśmy barwny portret i tego »mistrza«, i innych postaci ozłacających za rządowe pieniądze »najbardziej zasłużonego z Polaków«, którego jeszcze nie tak dawno wyszydzali jako ciemnego dyktatora, antysemitę i prostaka" – pisze Ziemkiewicz. „A może zająłby się światem mediów? Frazesy o „fajnej Polsce" zapewne zirytowałyby go nie mniej niż równie kretyńskie „nowe świeckie tradycje" z czasów gierkowskich. A przecież logika propagandowych wstępniaków „zielonej wyspy" nadal pozostaje tą samą, którą parodiował wywodem nieuczciwego szefa warsztatu, że „na stratę kilku procent to jeszcze sobie możemy pozwolić, ale 300 proc., o, co to, to nie! My na czas musimy patrzeć po gospodarsku!". Brakuje – bardzo boleśnie – samego Barei. Choć jego filmy, w 20 lat po zmianie ustroju, wciąż wydają się zupełnie nowe" – uważa Ziemkiewicz.
Marek Klecel przypomina, że Bareja pod koniec lat 70. zaczął wspierać opozycję. „Z wyjazdów zagranicznych zaczął wtedy przywozić zakazane publikacje". Po nakręceniu w Londynie epizodów do „Misia" załadowano do pojemników ze sprzętem filmowym kilkaset takich publikacji i zaklejono taśmą z napisem „światłoczułe".