Zdaniem prof. Adama Rotfelda, wybór Polaka na przewodniczącego Rady Europejskiej był wydarzeniem historycznym i ma duże znaczenie nie tylko dla naszego kraju, ale dla wszystkich państw naszego regionu.
- wybór Polaka na najważniejsze, najbardziej prestiżowe stanowisko w Unii Europejskiej oznacza swego rodzaju przełamanie takiej niewidzialnej bariery, która nadal istnieje w Unii między państwami tak zwanej starej Unii i nowej. Do tej pory było niewyobrażalne, ażeby ktoś z nowych został wybrany na najbardziej prestiżowe stanowisko - powiedział Rotfeld w "Sygnałach Dnia" w radiowej Jedynce.
Jego zdaniem, Tusk - swoim doświadczeniem i osobowością - może wypełnić w Unii "deficyt przywództwa". Rotfeld przestrzegł jednak przed oczekiwaniem, że Tusk jako przewodniczący RE będzie mógł lepiej dbać o polskie interesy.
- Osoba, która zostaje wybrana na wysokie stanowisko w Uni w momencie, kiedy podejmuje sprawowanie funkcji, pozostawia swoje interesy narodowe poza drzwiami swego gabinetu, ponieważ musi reprezentować Unię jako całość - podkreślił. Według niego nie kłóci się to jednak z oczekiwaniami Polski, która była dotychczas jednym z najbardziej proeuropejskich państw.
- Polska jest ogromnym zwolennikiem, jest, można powiedzieć, w grupie tych państw, które domagają się, ażeby decydowały wspólnotowe interesy, a nie interesy poszczególnych państw. Z tego punktu widzenia prezydent Unii i przewodniczący musi świecić wzorem - powiedział były szef MSZ. Lecz dodał: - Nie znaczy, że jego obecność nie będzie miała korzystnego wpływu dla Polski, ale to nie będzie realizowane w taki prosty sposób.