Szczątki na jednej ze ścieżek ursynowskiego lasu odkryli rowerzyści. – Jeszcze się tliły – mówi jeden z policjantów. Mężczyźni powiadomili policję, która szybko przyjechała na miejsce. Jednak ludzkie ciało było już niemal doszczętnie spalone. – Pozostał tak naprawdę ludzki szkielet. Nie było widać na nim żadnych obrażeń mechanicznych – dodaje nasz rozmówca.
Przy palenisku zabezpieczono kanister na benzynę. Był częściowo zapełniony. – Na razie nie wiemy co było w środku. Potrzebna będzie ekspertyza – mówi Paweł Wierzchołowski, szef prokuratury na warszawskim Mokotowie, która zajmie się sprawą.
Policja wstępnie ustaliła kim jest ofiara. To 23-latek pochodzący ze wschodniej Polski, który pracował w Warszawie w firmach budowlanych. Do tych wniosków funkcjonariusze doszli na podstawie telefonu komórkowego znalezionego na miejscu. – Ale pewności nie ma. Potrzebne będą badania DNA znalezionych szczątek – tłumaczy prok. Wierzchołowski.
Policja wczoraj mówiła, że w Lesie Kabackim mogło dojść do samobójstwa młodego człowieka. Miał świadczyć o tym znaleziony na miejscu kanister. Prokuratura nie jest tego taka pewna. – Jeszcze nie zdecydowaliśmy, z jakiego paragrafu zostanie wszczęte śledztwo, czy to będzie zabójstwo, czy też samobójstwo. Czekamy na akta z policji, które powinny dotrzeć do nas dzisiaj – mówi prok. Wierzchołowski.
Policja i prokuratura są bardzo drobiazgowe w tej sprawie. Na miejscu poza śledczymi i policjantami z mokotowskiej komendy byli też funkcjonariusze wydziału zabójstw. Śledczy nie chcą popełnić błędów, jakie zrobiono ponad trzy lata temu przy sprawie zamordowanej działaczki lokatorskiej Jolanty Brzeskiej, kiedy niektóre szczątki zostały na miejscu w Lesie Kabackim. Początkowo wszczęto śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci, ale potem gdy stwierdzono obecność sadzy w dolnych drogach oddechowych zmarłej, co wskazywało że w chwili pożaru kobieta żyła, zamieniono paragraf na zabójstwo. Sprawę po dwóch latach umorzono z powodu niewykrycia sprawców.