Od ponad tygodnia Polska graniczy z nowym tworem – Eurazjatycką Unią Gospodarczą. W założeniu Kremla ma to być wstęp do zbudowania bloku konkurencyjnego wobec Unii Europejskiej. Nic z tego. Nie musimy się obawiać narodzin nowej potęgi, twór ten bowiem rozsadzają zbyt silne partykularyzmy, by stał się realną siłą. Europa i Polska powinny tylko je podsycać, by u zarania pogrzebać ambicje Moskwy.
Teoretycznie nowa inicjatywa powinna wzbudzać obawy. Przywołajmy dawnych mistrzów geopolitycznych rozgrywek, czyli Brytyjczyków. Sztandarowym założeniem ich polityki zagranicznej od początków XVIII w. było niedopuszczenie do zdominowania Europy przez jedną potęgę. Amerykanie przejęli ten paradygmat, rozszerzając go na Eurazję. Wyliczyli, że siła, która by ją zjednoczyła, dysponowałaby potencjałem ekonomicznym, demograficznym i militarnym wystarczającym do unicestwienia USA. Stąd zaangażowanie Ameryki w pierwszą, a potem drugą wojnę światową, wreszcie zimną wojnę czy antysowieckie porozumienie z komunistycznymi Chinami za Nixona. Nieśmiałym echem tych koncepcji był polski prometeizm, czyli koncepcja rozsadzenia ZSRR przez ruchy narodowe, by nie mieć na wschodniej granicy jednej eurazjatyckiej potęgi.
Jednoczenie Eurazji przez Moskwę powinno więc uruchomić w Waszyngtonie, a tym bardziej w Warszawie, dzwonki alarmowe, tymczasem nic takiego się nie dzieje. Nic dziwnego, bowiem ambicje Moskwy rozmijają się z jej możliwościami.
Nowy panmongolizm
„Panmongolizm, ta nazwa mile łechce ucho" – pisał Błok w wierszu „Scytowie", poetyckim manifeście idei eurazjatyckiej. Od ponad stulecia pęta się ona po rosyjskich salonach, raz przygasając, raz rozkwitając, jako trzecia droga dla Rosji. Pierwsza to uzachodnienie, druga – osobna ruska cywilizacja. Za rządów Jelcyna musiała ustąpić otwarciu na zachód, za Putina została najpierw przytulona, choćby w postaci faworów dla ideologa eurazjanizmu Aleksandra Dugina, potem odrzucona na rzecz Russkiego mira, wreszcie znów wywleczona z niebytu.
Sporo w tym wszystkim poezji, ideologii, mitomanii i geopolitycznych majaków, niewiele realizmu. W jakie ostępy absurdu może zagrać eurazjanizm niech świadczy przykład najbarwniejszego bodaj z przywódców białych w wojnie domowej – barona Ungerna, którego idée fixe było połączenie cywilizacji rosyjskiej i mongolskiej (sam był Niemcem). Zanim bolszewicy powiesili go po torturach, zdążył ożenić się z mongolską księżniczką i ogłosić wielkim chanem Eurazji. Nie przeszkadzało mu, że ledwie kontrolował kilka tysięcy swoich żołnierzy, a co dopiero mówić o dwóch kontynentach.