Premier Ewa Kopacz w programie "Fakty po Faktach" przyznała, że pojechała na Śląsk, by rozmawiać z przedstawicielami centrali związkowych, "z pełnym zaufaniem i wiedząc, że jedzie do partnera, który ma taki sam cel". - To problem, który trzeba rozwiązać szybko, bo niedługo spadnie na głowy 50 tys. rodzin, które od końca lutego mogłyby pozostać bez wypłaty górniczej - dodała.

Na stwierdzenie Kamila Durczoka, że rozmowy zakończyły się fiaskiem, a w Polsce trwa "najostrzejszy protest społeczny ostatnich lat", Kopacz przyznała, że rozmowy ze stroną związkową trwały 12 godzin i podczas nich omówiono sytuację każdej z czterech kopalni, które mają zostać zamknięte. - Jestem zdeterminowana, by ten problem rozwiązać. Nie ma dla mnie nic cenniejszego niż miejsce pracy i stabilność oraz bezpieczeństwo rodziny górnika, który wykonuje ciężką pracę - powiedziała premier.

Ewa Kopacz przyznała, że przychodzi do górników z „dobrym planem naprawczym", który ma uchronić przed upadłością kopalnie należące do Kompanii Węglowej. Zapowiedziała, że rząd opracuje plan energetyczny na 30 lat, który opiera się na polskim węglu. Premier dodała, że proponowany przez rząd program naprawczy, na jesieni zeszłego roku został wprowadzony w kopalni "Kazimierz-Juliusz". - Po wprowadzeniu naszego planu mamy tam zysk z wydobycia 1 tony węgla - powiedziała Kopacz.

Premier pytana o planowaną likwidację czterech kopalni: Pokój, Bobrek-Centrum, Brzeszcze i  Makoszowy-Sośnica, przyznała, że w planie nie przewija się słowo "likwidacja". - To jest plan restrukturyzacji - powiedziała i dodała, że "restrukturyzacja to szerokie pojęcie. To jest również restrukturyzacja zatrudnienia". Premier skonkludowała, że strona związkowa zdawała sobie sprawę z przerostu zatrudnienia w wymienianych kopalniach.