Zaskoczeniem jest przede wszystkim surowość wyroku. Podczas gdy np. założyciel Amber Gold był wielokrotnie karany w zawieszeniu, Kamińskiego skazano na trzy lata bezwzględnego więzienia, czyli na karę nawet wyższą od tej, której domagał się prokurator. Nie pamiętam, by w ciągu ostatnich lat tak surową karę wymierzono w Polsce tak znaczącemu politykowi.
Ponadto mamy do czynienia z sytuacją paradoksalną. Sąd orzekł, że funkcjonariusze podżegali do przestępstwa, a operacja była nielegalna. Tymczasem kilka miesięcy temu inny sąd skazał bohaterów afery gruntowej za powoływanie się na wpływy. Wygląda więc na to, że akcja CBA była równocześnie legalna i nielegalna. To tym dziwniejsze, że ten sam sąd – tylko w innym składzie – trzy lata temu sprawę Kamińskiego umorzył z powodu braku znamion przestępstwa. Wszystko to musi budzić wątpliwości.
Szczególnie że polityk Prawa i Sprawiedliwości został skazany, a równocześnie z roku na rok rośnie liczba podsłuchów, działań specjalnych, zapytań służb do operatorów telekomunikacyjnych – w zeszłym roku osiągnęły one rekordową liczbę 2,2 mln! Wygląda więc na to, że za czasów Mariusza Kamińskiego nie było tak strasznie. A praktyki śledcze rodem z IV RP nigdy nie miały się lepiej niż dziś – za rządów PO. Czyli partii, która pokonała PiS, obiecując... ograniczenie inwigilacji obywateli.
Równocześnie sąd skazuje człowieka, który ma spore zasługi dla zwalczania korupcji w Polsce – twórcę Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Jaki to sygnał dla wszystkich, którzy serio traktują walkę z łapówkarstwem?
Warto też wykonać pewien eksperyment intelektualny – szczególnie dedykuję go tym, którzy dziś z powodów czysto politycznych cieszą się z wyroku. Wyobraźmy sobie, że za naszą wschodnią granicą w samym środku kampanii wyborczej sąd skazuje ważnego polityka opozycji na trzy lata bezwzględnego pozbawienia wolności oraz dziesięć lat zakazu sprawowania funkcji publicznych. Jak komentowalibyśmy to w Polsce?