Po wylądowaniu samolotu w Mińsku okazało się, że alarm bombowy był fałszywy. Władze Białorusi zatrzymały jednak jednego z pasażerów samolotu - opozycyjnego dziennikarza Romana Protasiewicza, a także podróżującą z nim 23-letnią Rosjankę, studentkę uczelni w Wilnie.
- To był przykład powietrznego piractwa zorganizowanego przez państwo - oświadczył szef MSZ Irlandii, Simon Coveney.
- To groźne, lekkomyślne i, naturalnie, UE będzie działać - zapowiedziała szefowa MSZ Szwecji, Ann Linde.
Tom Tugendhat, stojący na czele komisji spraw zagranicznych w brytyjskim parlamencie stwierdził, że jako iż samolot leciał z Grecji na Litwę, a więc poruszał się między dwoma państwami UE, a zarazem dwoma członkami NATO, "jeśli nie był to akt wojny, było to działanie przypominające działanie wojenne".
Josep Borrell, szef unijnej dyplomacji w wydanym w poniedziałek oświadczeniu zapowiedział, że UE "rozważy podjęcie działań przeciwko osobom odpowiedzialnym" za zmuszenie samolotu do lądowania w Mińsku.
Z kolei szefowa KE, Ursula von der Leyen zapowiedziała, że "oburzające i nielegalne zachowanie reżimu białoruskiego będzie miało konsekwencje".