W TVP odbyła się jedyna przed niedzielnymi wyborami prezydenckimi debata. Przyszła cała dziesiątka pretendentów do prezydentury, którzy zebrali co najmniej 100 tys głosów poparcia.
Formuła, którą ze sztabami wyborczymi uzgodniła telewizja publiczna, była wygodna dla kandydatów, tyle, że niekorzystna dla widza-wyborcy. Kandydaci w wylosowanej kolejności w kolejnych blokach tematycznych — które nie miały większego znaczenia — opowiadali co chcieli, często wygłaszając bzdury. Żadnych trudnych pytań, żadnych kontrowersji, praktycznie żadnej interakcji między konkurentami. Telewizja publiczna zorganizowała ten spektakl nie po to, żebyśmy się czegoś dowiedzieli o kandydatach na głowę państwa, tylko, żeby nikt się nie czepiał, że dyskryminuje konkurentów Komorowskiego.