Bez publiczności Kukiz zawiódł - komentarz Andrzeja Stankiewicza

Telewizja publiczna udaje, że zorganizowała debatę. A kandydaci do prezydentury udawali, że debatują. Gdzie w tym interes widza-wyborcy?

Aktualizacja: 06.05.2015 07:33 Publikacja: 06.05.2015 07:02

Andrzej Stankiewicz

Andrzej Stankiewicz

Foto: Waldemar Kompała/Fotorzepa

W TVP odbyła się jedyna przed niedzielnymi wyborami prezydenckimi debata. Przyszła cała dziesiątka pretendentów do prezydentury, którzy zebrali co najmniej 100 tys głosów poparcia.

Formuła, którą ze sztabami wyborczymi uzgodniła telewizja publiczna, była wygodna dla kandydatów, tyle, że niekorzystna dla widza-wyborcy. Kandydaci w wylosowanej kolejności w kolejnych blokach tematycznych — które nie miały większego znaczenia — opowiadali co chcieli, często wygłaszając bzdury. Żadnych trudnych pytań, żadnych kontrowersji, praktycznie żadnej interakcji między konkurentami. Telewizja publiczna zorganizowała ten spektakl nie po to, żebyśmy się czegoś dowiedzieli o kandydatach na głowę państwa, tylko, żeby nikt się nie czepiał, że dyskryminuje konkurentów Komorowskiego.

Odkładając na bok fatalną formułę i miałką treść „debaty" dostrzec można jednak kilka istotnych wniosków. Po pierwsze, niemal wszyscy konkurenci Komorowskiego w czambuł potępiają nie tylko jego prezydenturę, nie tylko rządy PO, ale w ogóle całą III RP, a niektórzy nawet — demokratyczny ustrój. „Debatujący" ścigali się na radykalizm i antysystemowość. Nawet przedstawiciele partii, które przez ostatnie ćwierćwiecze budowały polskie państwo — Andrzej Duda z PiS, Magdalena Ogórek z SLD i Adam Jarubas z PSL — woleli III RP atakować, niż jej bronić.

Na tym tle zaskakująco słabo wypadł czarny koń wyborów, nieformalny wódz oburzonych Paweł Kukiz. Czytał z kartki, mylił się, nie potrafił zainteresować ani porwać. Muzyk przyzwyczajony do występów przed publicznością, bez publiczności się pogubił. Pierwsze sondaże po jego występie dadzą odpowiedź na pytanie, czy „debata" mu nie zaszkodziła.

Także kandydat PiS Andrzej Duda nie zachwycił. W sondażach ma drugi po Komorowskim wynik i poparcie trzykrotnie wyższe od Kukiza, o pozostałych konkurentach nie wspominając. W debacie nie było widać aż takiej różnicy klas między Dudą a resztą konkurentów. Duda miał jeden cel — wygłaszał formułki krytykujące Komorowskiego, bardzo często mówiąc o zapaści w służbie zdrowia i podniesieniu wieku emerytalnego, bo to bliskie ludziom. Choć był zaczepiany przez innych kandydatów — Janusza Korwin-Mikkego i Janusza Palikota — to nawet im nie odpowiadał. Miał swój cel — mówił bezpośrednio do wyborców PiS. Potrzebował nie debaty, tylko kamery.

W krytyce rządów Komorowskiego Platformy z Dudą ścigał się kandydat PSL Adam Jarubas. To tradycyjna przypadłość ludowców, którzy podczas kampanii wyborczych zazwyczaj odcinają się od własnych rządów. Nie można jednak tego bagatelizować, bo Jarubas to nominat wicepremiera i szefa PSL Janusza Piechocińskiego. Jeśli ludowcy poprowadzą w tym stylu jesienną kampanię do parlamentu, znaczyć to będzie, że koalicja z Platformą wcale nie musi być jedyną opcją, którą biorą pod uwagę.

Jest jeszcze jeden wniosek. Większość kandydatów prezentuje poglądy konserwatywne lub liberalno-konserwatywne. Lewica światopoglądowa jest w tych wyborach w zdecydowanej mniejszości — reprezentuje ją tylko Janusz Palikot. Lider Twojego Ruchu to doświadczony polityczny wyga i na tle mniej doświadczonych konkurentów wypadał lepiej, niżby wskazywały jego ostatnie sondaże, oscylujące koło 1 procenta.

W TVP zabrakło obecnego prezydenta i faworyta wyborów — Bronisława Komorowskiego, który uznał, że nie ma interesu w takiej debacie, na której stałby się chłopcem do bicia dla dziesięciorga konkurentów. Wybrał multimedialny wywiad z dziennikarzami „Rzeczpospolitej", Polsatu i radiowej Jedynki. W tej rozmowie Komorowski głównie się chwalił — mówił o swej polityce prorodzinnej, ograniczeniu emigracji, bezpieczeństwie, zaangażowaniu we wznowienie dialogu między pracodawcami a pracownikami. Najostrzej jednak w tej kampanii zaatakował PiS, choć konsekwentnie unika wymieniania nazwiska Andrzej Dudy.

„Okrucieństwem" nazwał Komorowski popierany niegdyś przez Dudę pomysł karania lekarzy więzieniem za in vitro — to pomysł sztabu prezydenta na końcówkę kampanii. Za „kłamstwo" i „nieuczciwość" prezydent uznał zapowiedzi kandydata PiS, że obniży wiek emerytalny. Komorowski stwierdził też, że za rządów PiS w latach 2005-2007 wyjeżdżało z Polski od 300 do prawie 600 tys. osób rocznie — nie wspomniał jednak, że to w dużej mierze efekt przystąpienia do UE i otwarcia granic rok wcześniej, za rządów SLD. Komorowski nie złożył żadnych znaczących zapowiedzi dotyczących swych planów na drugą kadencję, poza zapowiedzią kontynuowania dotychczasowej polityki.

Jeśli jednak nie uda mu się w niedzielę wygrać w pierwszej turze — a nie jest to proste — będzie zmuszony stanąć na ubitej ziemi z Dudą i takie deklaracje złożyć. Miejmy nadzieję, że i Komorowski i Duda przestaną wówczas mówić sami do siebie, a zaczną wreszcie debatować — w interesie widza-wyborcy.

Kraj
Rzeź wołyńska i kwestia przyjęcia Ukrainy do UE i NATO. Co sądzą o tym Polacy?
Materiał Promocyjny
Jaką Vitarą na różne tereny? Przewodnik po możliwościach Suzuki
Kraj
Pałac Prezydencki: Czy media społecznościowe zdominują kampanię prezydencką 2025 roku?
Kraj
Nowej nadziei na nowy rok
Kraj
Ukraina: Były redaktor naczelny dziennika „Rzeczpospolita” Grzegorz Gauden odznaczony „Za odwagę intelektualną”
Materiał Promocyjny
Warta oferuje spersonalizowaną terapię onkologiczną
Kraj
Życzenia świąteczne od „Rzeczpospolitej”: Bóg się nam rodzi!
Materiał Promocyjny
Psychologia natychmiastowej gratyfikacji w erze cyfrowej