Pytanie, jak papież Franciszek postąpi z jego ofertą rezygnacji z urzędu, dawno już przesłoniło inne gorące tematy ostatnich miesięcy. Pojawiły się doniesienia o nadużyciach w Muenster, Trewirze i Osnabrueck, a w lutym raport o nadużyciach seksualnych w archidiecezji Monachium i Freising zwrócił uwagę także na papieża emeryta Benedykta XVI.
Joseph Ratzinger zaprzeczył w gruncie rzeczy, że ponosi jakąkolwiek odpowiedzialność za to, że oskarżony o molestowanie seksualne ksiądz został przywrócony do pracy duszpasterskiej. Z drugiej strony musiał potem sprostować swoje oświadczenie, według którego nie był obecny na decydującym spotkaniu w sprawie tego księdza.
Wszystko to sprawia wrażenie, że niemieckie społeczeństwo jest zmęczone nie mającym końca pasmem nadużyć. A to, że rozpalone emocje z czasem wygasają, nie wróży dobrze niemieckiemu Kościołowi katolickiemu.
Brak jedności w reformach
Mimo to niemieckim biskupom udało się zreformować prawo pracy. W nowym kodeksie, przyjętym w listopadzie w Wuerzburgu, zmniejszono wymagania dotyczące przede wszystkim stylu życia pracowników zatrudnianych przez Kościół. W przyszłości ich życie prywatne, a zwłaszcza życie w związku i sfera intymna, nie powinny być już podstawą do zwolnienia z pracy. Jedyną podstawą do takiego zwolnienia będzie „zachowanie wrogie wobec Kościoła” i wystąpienie z niego.
Nadal nie wiadomo, czy proces reform, znany jako „Droga Synodalna”, może poprawić sytuację niemieckiego Kościoła katolickiego. Na obradach czwartego zgromadzenia „Drogi Synodalnej” we wrześniu we Frankfurcie nad Menem stało się jasne, że nawet w łonie Konferencji Episkopatu Niemiec nie ma jedności, ponieważ mniejszość jej członków odrzuciła dokument dotyczący reformy moralności seksualnej.