"Rzeczpospolita": 25 lat temu wprowadził pan religię do szkół. Jak dziś ocenia pan tę decyzję?
Henryk Samsonowicz: Zawsze traktowałem to jako zadośćuczynienie dla Kościoła za jego postawę o okresie schyłkowego PRL i gdybym miał jeszcze raz podjąć tę decyzję, zrobiłbym to samo.
Minęło jednak ćwierć wieku.
Problemem jest to, że w tym czasie nie udało się wprowadzić tych zajęć, które były oczekiwane przez wielu rodziców. Na pewno należy w szkołach uczyć młodzież o wartościach kształtujących nasze życie. Uczyć postaw, które wprowadzałyby normy etycznego wychowania młodzieży, dawały materiał do dyskusji poświęconej współżyciu z ludźmi, ukazywały potrzeby współdziałania z otoczeniem. Innymi słowy, dawania materiału do przemyśleń, jakim należy być, aby stać się wartościowym człowiekiem. Nie przeczą te postulaty innym formom ich wprowadzania. Już przed ćwierćwieczem słusznie głoszona była potrzeba upowszechnienia nauki etyki w szkołach. Religia nie powinna być jedynym przedmiotem w obowiązującym programie szkoły traktującym o dzisiejszych wartościach zróżnicowanego ideologicznie społeczeństwa. Nie do przyjęcia jest sytuacja, w której ktoś, komu wdrożone są inne zasady – innych religii, odmiennych światopoglądów – nie otrzymuje żadnych wskazówek, nie poznaje innych, też wartościowych treści, które pozwoliłyby mu na lepsze ułożenie swego życia.
Trwa dyskusja, czy za lekcje religii powinni płacić podatnicy. Powstał projekt ustawy zmieniającej tę zasadę.
Nie sądzę, by problem ten wymagał zbyt rozbudowanej dyskusji. Szkoła publiczna ma nie tylko uczyć, ale także wychowywać, oczywiście najlepiej, by czyniła to wspólnie z rodzicami. Tylko takie współdziałanie może przynieść dobre rezultaty w kształtowaniu właściwych postaw. Podobnie może być z innymi przedmiotami. Dlatego nie widzę problemu w tym, że jeżeli szkoła przekazuje treści potrzebne do kreowania wartościowego człowieka, płaci za to podatnik.
Z czego zatem wynikają te ciągłe kontrowersje wokół religii w szkołach?
Przede wszystkim z tego, że nie stworzono uczniom realnej alternatywy dla tych zajęć. Poza tym, według mnie, wiele do życzenia pozostawia jakość pracy katechetów.