Czuje ksiądz kardynał, że „dobra zmiana” nadeszła, że rządzącym faktycznie idzie o dobro wspólne, a nie partyjny interes?
Jestem w tym szczęśliwym położeniu, że nie jestem ani politykiem, ani politologiem, ani dziennikarzem i nie muszę oceniać pierwszego roku rządów. Zostawiam to tym, którzy się na tym znają. Chociaż jest parę elementów zmiany na lepsze i trzeba to docenić. Na pierwszym miejscu trzeba zauważyć program skierowany do rodzin wielodzietnych, który jest realizowany. To, moim zdaniem, była wielka niesprawiedliwość, gdy kolejne dziecko było w pewnym sensie karą dla rodziców i bardzo często brakowało ludziom pieniędzy na wiele podstawowych rzeczy. Takich elementów zmiany jest dużo, ale ja patrzę na to wszystko jako zwykły obywatel i dokonam ostatecznej oceny, gdy miną cztery lata i będziemy wszyscy decydowali o tym, komu powierzyć władzę. To jest według mnie postawa, która ze strony Kościoła jest właściwa. Nie jesteśmy jako biskupi powołani do tego, by w każdej sprawie na gorąco dokonywać ocen. Czynią to katolicy świeccy obecni w polityce, dziennikarze, ludzie życia publicznego. My będziemy to robili wtedy, gdyby rzeczywiście działo się coś społecznie i etycznie ważnego lub niebezpiecznego. Mistrzem dla nas powinien pozostać Jan Paweł II.
Ważną kwestią jest sprawa uchodźców. Papież wiele razy mówił o tym – także w Polsce – że trzeba być gotowym do ich przyjęcia. Księża biskupi podjęli decyzję, by uruchomić korytarze humanitarne. Wiele wskazuje jednak na to, że ich nie będzie.
Ja bym nie przesądzał sprawy. Ze strony Konferencji Episkopatu Polski decyzja jest jasna. Caritas ma wzmocnić pomoc dla uchodźców tam, gdzie oni się znajdują, w Libanie, Jordanii, Syrii. Uruchomiony jest już program „Rodzina rodzinie”. Jest także przygotowany program korytarzy humanitarnych. To nie jest pomoc na wielką skalę, a raczej symboliczna. Jeżeli we Włoszech w ramach korytarzy pomaga się tysiącu osób w ciągu roku, to nie są to jakieś wielkie liczby. My chcemy do tego dołączyć. Mamy to omówione ze wspólnotą św. Idziego, na poziomie rządu i samorządu włoskiego. Podjęte zostały też rozmowy z polskim rządem. Na razie nie przyniosły one efektu, ale myślę, że przyjdzie taki moment, gdy zostanie to uruchomione.
Za nami Światowe Dni Młodzieży, które odbywały się w Krakowie, w mieście związanym ze św. Faustyną, św. Janem Pawłem II, w samym środku Roku Miłosierdzia. Widzieliśmy wielki entuzjazm wiary w młodych ludziach. Kościół ma jakiś pomysł na to, by go wykorzystać, by ten zapał nie ostygł?
Rzeczywiście ŚDM pokazały, jak wielki entuzjazm jest w młodych ludziach, w młodym Kościele. Było to widać na Błoniach, w Brzegach i wszędzie tam, gdzie byli młodzi. ŚDM pokazały też to, jaki musi być język Kościoła, by do młodzieży trafić. Papież okazał się mistrzem w tej dziedzinie. Mówił takim językiem, takimi schematami, które dla młodych ludzi są zrozumiałe. Twardy dysk, kanapa itd. Potrafi wokół tych pojęć, które młodzież chwyta, stworzyć i napięcie, i ciszę. Potrafi zbudować narrację. To indukcyjne wyjście od szczegółu do ogółu jest chyba najwłaściwszym sposobem dotarcia do młodego pokolenia.
Są pewne wyzwania, pewne znaki zapytania. Rodzi się pytanie, jaki procent takiej młodzieży – bo powiedzmy sobie szczerze, że na ŚDM byli najlepsi z najlepszych – jest w społeczeństwie, w Polsce, w świecie. Wyzwaniem jest dla nas to, w jaki sposób, mając taką wspaniałą młodzież, dotrzeć do reszty. Według mnie – tak jak mówi się o ewangelizacji rodzin przez rodziny, tak teraz musimy bardzo mocno postawić na duszpasterstwo młodzieży przez samą młodzież. Musimy aktywizować młodych księży, bo oni mają z młodzieżą lepszy język niż starsze pokolenie. Trzeba, by wyzwanie podjęły wszystkie parafie.
Podczas ŚDM, a także w czasie narodowej pielgrzymki Polaków do Rzymu papież Franciszek mówił, że bardzo chciałby jeszcze raz przyjechać do Polski. Przyjedzie?
Nie wiem. Nikt nie zna na to pytanie odpowiedzi. Z wielu powodów. Kiedy patrzymy na to, jak Franciszek wybiera cele swoich pielgrzymek, widzimy, że leżą mu na sercu te kraje, w których upatruje przyszłość Kościoła. To są kraje Azji, Afryki. Proszę zauważyć, że odkłada także wizytę w swoim rodzinnym kraju i zapowiada ją dopiero w dalszej przyszłości. To świadczy o tym, że on chce dawać jakieś wyraźne sygnały o powszechności Kościoła. Czy wolno mu będzie drugi raz pojechać do tego samego kraju, jeśli jeszcze nie był w tylu innych? Pamiętajmy też, że on zaczynał pontyfikat, gdy miał już powyżej 75 lat. A więc po ludzku – czasu ma naprawdę mało. A na pewno dużo, dużo mniej niż miał Jan Paweł II, który odwiedził ponad sto krajów, ale zaczynał pontyfikat, gdy nie miał jeszcze 60 lat. Myślę zatem, że nie powinniśmy tego oczekiwać.
Ale gdyby jednak papież przyjechał, to chciałby ksiądz kardynał, żeby dokonał konsekracji Świątyni Opatrzności Bożej?
Jestem realistą i wiem, że to raczej nie jest możliwe. Chyba że papież rzeczywiście będzie w Polsce po raz drugi. Wtedy można byłoby robić wszystko, by pielgrzymka była połączona z konsekracją świątyni. Ale nie wiem, czy to realny scenariusz, czy marzenia.