W sobotnim wydaniu „Rz" napisaliśmy o wielkim pozwie, który przeciwko ponad 2 tys. sklepów internetowych złożyło sześć osób reprezentowanych przez kancelarię prawną z Tarnowa. Firmy zostały przez nią poinformowane, że w razie przegranej sprawy koszty wyniosą po 12 tys. zł w sprawie jednego błędnego zapisu w regulaminie ze strony sklepu. W przypadku niektórych spółek w grę wchodzi po kilka czy nawet kilkanaście spraw. Mogą jednak uniknąć procesu, jeśli za jeden błędny zapis zapłacą 2160 zł + VAT.
Na forach internetowych zrobiło się gorąco. Poszkodowanych też szybko przybywa – z wstępnych informacji Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wynika, że liczba pozwów znacznie przekroczy 2 tys., ciągle rejestrowane są bowiem kolejne.
– Pozywanie o zastosowanie klauzul niedozwolonych nie jest nowe. Model biznesowy oparty na tym też. Wszystko opiera się na logice – taniej zapłacić, niż się spierać. Model ten sprawdza się przy masowym zastosowaniu – mówi Maciej Gawroński, partner w kancelarii Bird & Bird.
Składającym pozwy osobom również się tak wydaje i liczą na szybki zysk. Jednak decydując się na działania na tak dużą skalę, zrobili chyba za duże zamieszanie, ponieważ nie wszyscy chcą się poddać bez walki. – Sprawę oddałem mojej kancelarii, jestem gotowy na to, by przeciwstawić się tego typu działaniom – mówi Michał Łaska z Droppa.pl.
– Całą akcję uważam za ukartowaną próbę legalnego wyłudzenia znacznej kwoty od małych firm. Na pewno sprawy nie można tak pozostawić – mówi właściciel innego sklepu. – Według mnie nie jest to działanie w sprawie interesów konsumentów, lecz wyłudzenie oparte na źle skonstruowanym prawie – mówi przedstawiciel sklepu SlimSport.pl.