Rosja wezwała brytyjskiego ambasadora w Moskwie i dała oficjalne ostrzeżenie po tym, jak okręt wojenny naruszył to, co Kreml uważa za swoje wody terytorialne, ale które według Wielkiej Brytanii i większości państw należą do Ukrainy.
Wielka Brytania ogłosiła, że Rosja podała niedokładną relację z incydentu. Żadne strzały ostrzegawcze nie zostały wystrzelone i żadne bomby nie zostały zrzucone na drodze niszczyciela. Rzeczniczka MSZ Maria Zacharowa oskarżyła Londyn o "bezczelne kłamstwa".
- Możemy odwołać się do zdrowego rozsądku, zażądać poszanowania prawa międzynarodowego, a jeśli to nie zadziała, możemy zbombardować - powiedział rosyjskim agencjom prasowym wiceminister spraw zagranicznych Siergiej Riabkow.
Dodał, że w przyszłości bomby będą wysyłane "nie tylko na jego drodze, ale i na cel".
Morze Czarne przez wieki było punktem zapalnym między Rosją a jej konkurentami, takimi jak Turcja, Francja, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone.