"Zagrożenie ze strony Białorusi nigdy się nie zmniejszyło, ale żeby ponownie rozwinąć ofensywę z terytorium tego kraju, trzeba stworzyć silną grupę ofensywną. Przekonaliśmy się o tym już w pierwszych tygodniach pełnej inwazji rosyjskiej. To właśnie dzięki nieprzyjaznym działaniom Republiki Białorusi Rosja tak szybko dotarła na przedmieścia Kijowa. Wtedy powstała bardzo silna grupa. Teraz takiej grupy nie widzimy - powiedział rzecznik Ministerstwa Obrony Ukrainy Ołeksandr Motuzianyk.
Podkreślił jednocześnie, że działania przeciwnika zmuszają stronę ukraińską do utrzymywania wojsk na granicy z Białorusią.
Czytaj więcej
W sondażu przeprowadzonym na Ukrainie zapytano mieszkańców, jak oceniają zagranicznych przywódców. Na czele znaleźli się Andrzej Duda, Boris Johnson i Joe Biden.
- Do tej pory Rosja realizuje następującą taktykę: główny nacisk kładzie na obwód ługański, doniecki, reszta to ciągły ostrzał, odwracanie naszej uwagi, powstrzymywanie działań naszych jednostek. W ten sposób zmuszają nas do utrzymywania tam wojsk. Mamy świadomość, że gdy tylko zabierzemy jednostki, oni mogą przeprowadzić drugą ofensywę. Nie widzimy tego w najbliższej przyszłości, ale jesteśmy zmuszeni do wzmocnienia tego kierunku - podkreślił Motuzianyk.
Obecnie białoruska armia liczy ponad 60 tys. żołnierzy, a w związku z utworzeniem Południowego Dowództwa Operacyjnego zwiększy się o prawie 20 tys. osób - zaznaczył. Obecnie na granicy z Ukrainą w obwodach brzeskim i homelskim stacjonuje do siedmiu batalionów - około 3,5-4 tys. żołnierzy. W tym samym czasie w kilku miejscowościach stacjonują wojska rosyjskie.