Prezydent Macron, kanclerz Scholz, premier Draghi, trzej najważniejsi przywódcy „starej” – czy jak lubi mówić ten pierwszy „lotaryńskiej” – Europy przybyli w czwartek do Kijowa. Na miejscu dołączył do nich Klaus Iohannis, prezydent Rumunii, który dwa dni wcześniej gościł Macrona przy okazji inspekcji francuskich wojsk stacjonujących w tym kraju.
Udział głowy państwa ze wschodniej części kontynentu dodaje całej wyprawie wiarygodności, jednocześnie windując Bukareszt na głównego regionalnego partnera państw unijnego rdzenia. Rumunia, podobnie, jak Litwa, Estonia czy Czechy, zdaje się realizować politykę „podwójnej polisy ubezpieczeniowej”, tj. utrzymywania bliskich relacji zarówno z Waszyngtonem, jak i z zachodnią flanką UE, przede wszystkim – właśnie z Paryżem. Bukareszt posłał żołnierzy zarówno na amerykańskie wojny w Iraku i Afganistanie, jak francuską w Mali. Na jego terytorium stacjonują wojska obydwu mocarstw, od jednych i drugich Rumuni kupują też broń.