Pierwsze powołanie do drużyny Synów Albionu otrzymał bowiem James Tarkowski, ostoja defensywy rewelacyjnie spisującego się tym sezonie Burnley. Dziadek Jamesa wyemigrował z Polski po II wojnie światowej, piłkarz utrzymuje kontakt z polskimi kuzynami, od lat dyskutowano więc o tym, czy nie zagra w biało-czerwonych barwach.
- Zawsze czułem się Anglikiem. Tylko nazwisko łączy mnie z Polską. Granie dla reprezentacji Polski byłoby dla mnie trudne. Kilka razy rozmawiałem z ludźmi z PZPN, pytali, czy się nad tym zastanowię. Były momenty, w których nad tym myślałem, ale zawsze widziałem siebie jako Anglika – powiedział Tarkowski dziennikarzom na zgrupowaniu angielskiej kadry.
Przyznam szczerze, że te słowa zrobiły na mnie wrażenie: konkretne, szczere, bez kluczenia. Bez ogródek przyznał angielskim dziennikarzom, że rozważał możliwość gry dla innego kraju. Mógł przecież przeciąć te spekulacje, powiedzieć, że nawet przez chwilę o tym nie myślał. Albo uciec od tematu.
Cieszy mnie, że wśród wielu komentarzy, jakie padły w polskich mediach społecznościowych po wypowiedzi Tarkowskiego, nie brakuje takich: „Szanuję”, „Dobrze, że jest szczery”, „No i spoko. Przynajmniej nikogo nie czaruje”.
Oczywiście są też inne wpisy: „Powiedział tak tylko dlatego, bo go Southgate powołał. I dobrze, że taki farbowany lis do nas nie trafił!”, „Jakoś przed powołaniem nigdy tej sytuacji nie wyklarował. Ciekawe czemu”... To wszystko zresztą komentarze spod jednego posta na Facebooku.