Wypowiedź Jarosława Gowina o tym, że repolonizacja mediów jest jednym z głównych zadań PiS na następną kadencję, to kolejny sygnał pokazujący, że dobra zmiana ma obsesję na punkcie mediów. Wicepremier Gowin może zapewniać, że on żadnej obsesji nie ma, jednak w jego środowisku politycznym jest ona bardzo dobrze widoczna. Premier Mateusz Morawiecki regularnie wraca bowiem do swej opowieści o tym, że 80 proc. mediów jest w rękach przeciwników dobrej zmiany i wściekle PiS atakuje.
I tu tak naprawdę widać cały sens pomysłu na repolonizację – nie chodzi wcale o to, jaki kapitał będzie właścicielem stacji radiowych, telewizyjnych, prasy drukowanej czy portali. Wszak ostatnio Radio Zet zostało właśnie zrepolonizowane – zagraniczny koncern sprzedał tę stację polskiej Agorze. Ale jakoś nie słychać było entuzjazmu partii rządzącej – premier, wicepremierzy czy inni prominentni politycy nie robili konferencji prasowych, by wyrazić swoje uznanie. Nie, bo w całym gadaniu o repolonizacji chodzi po prostu o to, że prywatne media nie są wobec dobrej zmiany tak życzliwe, jakby sobie politycy partii rządzącej życzyli. A to, co nazywa się repolonizacją, jest tak naprawdę próbą pójścia drogą Viktora Orbána. Węgierski premier konsekwentnie rugował z kraju zagraniczne koncerny, które następnie trafiały do znajdujących się w orbicie władzy oligarchów.
Skądinąd niezwykła jest ta obsesja nowych partii prawicowych z całego świata na punkcie mediów. Nie ma dnia, by Donald Trump nie skrytykował jakiegoś dziennikarza czy medium. Po przejęciu pełni władzy Erdogan wsadził do więzienia tysiące tureckich dziennikarzy, odbierając kolejnym mediom licencje. W ujawnionej niedawno rozmowie byłego już wicekanclerza z Wolnościowej Partii Austrii polityk wyrażał nadzieję, że ktoś kupi krytyczny wobec niego dziennik – choćby to byli nawet Rosjanie. A co się dzieje z mediami w Rosji czy na Białorusi – wszyscy doskonale wiemy.
Co ciekawe, jednym ze stałych punktów rosyjskiej propagandy jest podważanie zaufania do tradycyjnych mediów. Tradycyjne media w tradycyjnych demokracjach liberalnych pełnią rolę kontrolną. Jednak zwolennicy budowy demokracji nieliberalnej widzą dla nich zupełnie inną rolę – zamiast kontrolować władzę, mają być narzędziem, za pomocą którego władza kontroluje społeczeństwo. Zresztą premier i szef partii rządzącej dziękowali ostatnio sprzyjającym im dziennikarzom jednego z prawicowych mediów, mówiąc otwarcie, że gdyby nie oni, PiS nie wygrałby wyborów. A jeśli ktoś ma jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, jak PiS wyobraża sobie właściwie funkcjonujące media, niech rozsiądzie się w fotelu i poogląda kilka godzin TVP Info, a na deser zostawi sobie „Wiadomości".
Jeśli więc wicepremier Gowin troszczy się o kondycję mediów w Polsce, to zamiast repolonizować te, na które jego rząd nie ma wpływu, niech zatroszczy się o jakość tych, na które wpływ ma – i to bezpośredni – czyli Telewizji Polskiej, której przekaz nawet mnóstwo zwolenników rządu nazywa tępą propagandą.