Tym, którym się wydawało, że Żakowskiemu po napisaniu "Nauczki" ulżyło, ze smutkiem donoszę, że, niestety, nic z tych rzeczy. Na łamach poniedziałkowej "Gazety Wyborczej" publicysta "Polityki" wzywa, by kolejna specjalna komisja śledcza zajęła się tymi, którzy – w jego opinii – podzielali choć niektóre idee poprzedniej władzy. Żakowski osobiście przygotował już początek listy kandydatów do "czapki hańby" (takie czapki – jako piętno – w okresie rewolucji kulturalnej w Chinach hunwejbini nakładali nieprawomyślnym obywatelom).
Na liście Jacka Żakowskiego znalazł się między innymi Bronisław Wildstein. Jak rozumiem, publicysta "Polityki" widzi już oczyma duszy Wildsteina na jednej z sejmowych sal podczas posiedzenia komisji naprzeciw posłów PO, PSL i LiD przygważdżających pieszczocha poprzedniej władzy swoimi pytaniami. Posłowie zapewne nie będą mieli kłopotu z wyborem linii przesłuchania, bo nie wątpię, że pracowity "Pan Nauczka" sporządzi teraz listę tekstów, które raz na zawsze powinny być napiętnowane i zakazane.
Skupiony na ściganiu publicystycznych wspólników IV Rzeczypospolitej Jacek Żakowski nie zauważył, że jego rodzima "Polityka" skutecznie unika wszelkiego krytycyzmu wobec nowej władzy. Z jej okładek spogląda wyidealizowany Donald Tusk, a bezkompromisowi publicyści tygodnika dzielą ministrów nowego rządu na dobrych i bardzo dobrych. Nawet z lupą nie udałoby się na łamach "Polityki" odnaleźć śladu krytyki sposobu czyszczenia administracji przez prawowitych suwerenów III Rzeczypospolitej.
Zauważyła to już nawet "Krytyka Polityczna", stwierdzając w swoim blogu, że po pięciu tygodniach od wyborów "Polityka" nadal świętuje wygraną PO, a jej publicyści zatracili miarę w czapkowaniu nowemu premierowi.
Czyżby przygotowywali materiały do kolejnej "Nauczki" Żakowskiego i dla przyszłych komisji śledczych?