Jak Donald Tusk przegrał Ukrainę

Od kilkunastu lat Ukraina była dla Polski na pierwszym planie. I nagle się to zmieniło.

Publikacja: 28.01.2008 20:43

Jak Donald Tusk przegrał Ukrainę

Foto: Rzeczpospolita

Red

Carpe diem - ta stara rzymska maksyma, by nie marnować mijającego czasu, jest i będzie chyba zawsze aktualna. Dziś w naszej szybkonogiej erze jest bardziej widoczna niż dawniej. Politycy, bankierzy, członkowie wszelkich nacji wiedzą doskonale, co to znaczy zaprzepaścić jednorazową szansę. Doświadczył tego niestety również premier Polski Donald Tusk w odniesieniu do Ukrainy.

Od odzyskania niepodległości niepisanym kanonem polskiej racji stanu była zasada, że Ukraina jest na pierwszym planie. Tak było za Wałęsy, za Kwaśniewskiego i tak się zapowiadało za prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ale przyszedł do władzy premier Tusk i lekkomyślnie obalił ten fundament.

Zaraz po wyborach czekano w Kijowie na jego przyjazd. Ale on obrał inną drogę, najpierw pojechał na Zachód, a potem na Słowację. Jednocześnie zaczęła się klęska następstw wstąpienia Polski do strefy Schengen.

Ukraińcy osłupieli i zaczęli roztrząsać sprawę. Jedni twierdzili, że Tusk się boi Moskwy, inni uważali, że czeka na ustabilizowanie się nowego rządu w Kijowie.

Niewykluczone, że któryś z tych argumentów zadziałał, ale to nie ma znaczenia.

Stosunki polsko-ukraińskie są zrujnowane, być może po jakimś czasie zostaną odbudowane, ale na pewno już nie będą takie jak dotąd. Niestety, zabrakło w Polsce ludzi z doświadczeniem i charyzmą, którą niegdyś miały takie postacie, jak Jerzy Giedroyc, polski papież czy Lech Wałęsa, a nawet wspomniany eksprezydent Kwaśniewski.Mógł ten autorytet uratować Władysław Bartoszewski, ale wdał się w partyjne spory i mimowolnie zamienił dawny skarb na grosze. I jak ongiś rzekł pierwszy prezydent niepodległej Ukrainy Leonid Krawczuk, “mamy to, co mamy”, czyli nic.

Kryzys, który powstał w stosunkach polsko-ukraińskich, nabrał takich rozmiarów, że wątpię, aby dzisiejszy szef rządu polskiego był w stanie go zażegnać. Może tego dokonać tylko polityk z dłuższym i szerszym politycznym doświadczeniem.

Carpe diem - ta stara rzymska maksyma, by nie marnować mijającego czasu, jest i będzie chyba zawsze aktualna. Dziś w naszej szybkonogiej erze jest bardziej widoczna niż dawniej. Politycy, bankierzy, członkowie wszelkich nacji wiedzą doskonale, co to znaczy zaprzepaścić jednorazową szansę. Doświadczył tego niestety również premier Polski Donald Tusk w odniesieniu do Ukrainy.

Od odzyskania niepodległości niepisanym kanonem polskiej racji stanu była zasada, że Ukraina jest na pierwszym planie. Tak było za Wałęsy, za Kwaśniewskiego i tak się zapowiadało za prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ale przyszedł do władzy premier Tusk i lekkomyślnie obalił ten fundament.

Komentarze
Jerzy Haszczyński: Czy Friedrich Merz będzie ukochanym kanclerzem Polaków?
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Jak sztuczna inteligencja zmienia egzamin maturalny?
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Kłamstwo Karola Nawrockiego odsłania niewygodne fakty. PiS ma problem
Komentarze
Bogusław Chrabota: Alcatraz, czyli obsesja Donalda Trumpa rośnie
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Trump to sojusznik wysokiego ryzyka dla Nawrockiego
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku