Stąd m.in. prawo do strajku, dość już sędziwej daty, ale też i młodsze: prawo do "godziwego zarobku", a nawet pojawiające się tu i ówdzie jako humanistyczny dogmat prawo do "mieszkania".
Najnowocześniejszym i najbardziej modnym prawem człowieka jest ostatnio prawo do aborcji. Według raportu Komitetu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy jest ono łamane na Malcie, w Andorze, Irlandii i w Polsce. Kraje, w których aborcja jest prawnie ograniczona, powinny znieść restrykcje. Albowiem jakiekolwiek restrykcje – twierdzą autorzy dokumentu – prowadzą jedynie do zwiększenia liczby nielegalnych zabiegów, a te stanowią zagrożenie dla zdrowia kobiet. Raport jest bardzo postępowy: nawołuje do jak najszerszego ułatwienia dostępu do pigułek wczesnoporonnych i krytykuje procedury, w których lekarze starają się odwieść kobiety od spędzenia płodu.
W dokumencie przytaczane są, owszem, argumenty przeciwników aborcji, choć umieszczono je w kontekście wyłącznie religijnym, a nie moralnym. Dla prawdziwie nowoczesnego Europejczyka religia jest przecież zabobonem, zatem narzucane przez religię normy społeczne nie mają prawnej racji bytu. A tym bardziej normy głoszone przez Kościół katolicki, który w oczach wielu postępowców na Starym Kontynencie jawi się jako groźna sekta.
Znajdziemy oczywiście w raporcie potępienie aborcji jako zła, które "w idealnym świecie nie powinno istnieć" – zgodnie z tradycyjną argumentacją lewicy, iż skoro zła nie można zwalczyć, należy je zalegalizować.
Europa doszła do ściany: elity ubolewają nad kobietami, które zbyt długo czekają w kolejce do ginekologa, przyklaskując jednocześnie W. Brytanii, która zalegalizowała zabijanie sześciomiesięcznych dzieci w łonach matek. A może prawo do życia przestało już być prawem człowieka?