– Jako ojciec radzę pani poślubić syna Berlusconiego albo kogoś podobnego. Wierzę, że z pani uśmiechem na pewno się to pani uda – usłyszała w odpowiedzi od polityka słynącego z niewyparzonego języka i ogromnej fortuny (magazyn „Forbes” szacuje jego majątek na około 7 miliardów dolarów).
Okazało się, że młode Włoszki wzięły słowa byłego premiera (który zresztą ma duże szanse na to, by wkrótce ponowie stanąć na czele rządu) poważnie. W ciągu zaledwie tygodnia 38-letni syn Berlusconiego Piersilvio otrzymał kilkaset propozycji matrymonialnych. – Jedna z dziewcząt przysłała nawet swoje zdjęcie w sukni ślubnej. Piersilvio mi je pokazał i nieźle się uśmialiśmy – wyznał były premier.
We Włoszech trwa właśnie kampania wyborcza. Berlusconi swoim zachowaniem mógł więc sobie poważnie zaszkodzić albo przeciwnie – nabić punkty w sondażach. – To świetna zagrywka, bo pokazuje polityka jako człowieka wyluzowanego, z humorem i jest niemal pewne, że taka wypowiedź będzie potem cytowana – ocenia zachowanie lidera włoskiej centroprawicy Eryk Mistewicz, specjalista od wizerunku politycznego.
Według niego istotną rolę w interpretowaniu zachowań polityków odgrywają różnice kulturowe. Włosi, Hiszpanie czy Francuzi u swoich polityków cenią zachowania zwyczajne, dzięki którym premier czy prezydent sprawia wrażenie kolegi z sąsiedztwa. We Francji nikt się zatem nie dziwi, widząc zdjęcia prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego z nagim torsem i w okularach przeciwsłonecznych. Jego rozmowy z dziennikarzami w czasie porannego joggingu też są uważane za jak najbardziej na miejscu.
Skandynawscy politycy z kolei cenią skromność. Zwykle poruszają się więc bez obstawy, a nawet pozwalają się fotografować w sklepie, gdy niosą siatki z zakupami.