Prawda jest nieco inna. Po pierwsze nigdzie nie piszemy, że CAT nie ma nic wspólnego z ABW. Po drugie Centrum Antyterrorystyczne działa w strukturach ABW, ale łączy je z nią tylko podległość Krzysztofowi Bondarykowi. W CAT nie pracują funkcjonariusze ABW, tylko ludzie oddelegowani z różnych rządowych agend – policji, Agencji Wywiadu, Straży Granicznej, Służby Celnej, a nawet służb i analityków wojskowych. Pewnie się zdziwili, widząc, jak "Dziennik" lekką ręką mianował ich funkcjonariuszami ABW. Ale skoro to dla reporterów "Dziennika" żadna różnica, to od dziś będę ich nazywał dziennikarzami "Popcornu", bo przecież oba tytuły wydaje Axel Springer, więc wychodzi na jedno.
Nieudany dowcip Majewskiego i Reszki ma jednak inny cel. Panowie sugerują, że "Rz" odróżnia ABW od CAT tylko po to, by na zlecenie bliżej nieokreślonych sił wybielić Bondaryka. I znów prawda jest inna. Nie ukrywamy faktu, że szef ABW podpisał się pod kuriozalnym dokumentem.
Ale nieudany raport został upichcony przez ludzi z niemal wszystkich najważniejszych rządowych agend w Polsce, którzy zamiast analizować fakty, na wyścigi próbowali się podlizać szefowi ABW i premierowi, kompilując antykaczystowską interpretację wydarzeń w Gruzji. "Rz" to zauważyła, bo patrzy na ręce wszystkim. "Dziennik" zaś tylko Bondarykowi. No i czasem "Rzeczpospolitej".
[b][link=http://blog.rp.pl/gociek/2008/11/28/jak-zostac-oficerem-abw/]skomentuj na blogu[/link][/b]