Po drugie, by upomnieć się o martyrologię swojego szefa i chlebodawcy Ryszarda Krauzego, który jest wspaniałym człowiekiem, wielce zasłużonym dla Polski, i bezpodstawna nienawiść Kaczyńskich strasznie go skrzywdziła; nie należy więc zapominać o umieszczeniu go na liście męczenników reżimu obok doktora G., prokuratora Kaczmarka i zaszczutego przez CBA Andrzeja Leppera. Oczywiście, Walendziak nie wspomina, że z męczennikiem łączy go służbowa podległość, a gazeta publikująca wywiad też o tym nie wspomina, i słusznie, bo wszak słowa bezstronnego autorytetu mają większą wagę.

I po trzecie, jako rzeczony autorytet Walendziak miażdżąco recenzuje czynnych polityków, bijąc na alarm, że zamiast dobrem kraju i wizją przyszłości kierują się piarem. Wszelako, i tu jest w wywiadzie nuta optymizmu – nie wszyscy. Tylko ci z PiS. Na szczęście jest jeszcze Donald Tusk. Donald Tusk to co innego, on, przeciwnie, "ma szansę odbudować polską politykę", a to dzięki decyzji o wycofaniu się z wyborów prezydenckich. Tej decyzji nie może się Walendziak nachwalić do tego stopnia, że aż chce się wyciągnąć z jego zachwytu logiczne wnioski – skoro tak dobrze dla Polski, że Tusk zrezygnował z prezydentury, to jeszcze lepiej by było, gdyby zrezygnował i z premierostwa.

Słowem, wszystko, co trzeba. No, może mógł jeszcze Walendziak dodać jedno: że punkt widzenia zmienia się wraz z punktem siedzenia.

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/03/14/walendziak-po-przesiadce/]blog.rp.pl/ziemkiewicz[/link]