Logika układu popycha Bronisława Komorowskiego ku odbudowaniu wokół swej kancelarii dawnej UD, wzbogaconej o eseldowskie resztówki LiD, co środowisko Donalda Tuska uczyni nieco bardziej wyrazistym jako dawne KLD. Między obydwoma środowiskami istnieją pewne powody do napięcia – udeckie autorytety marzą o odegraniu się za wieloletnie zepchnięcie ich na drugi plan, podobnie jak sam prezydent elekt za dwadzieścia lat w politycznej drugiej lidze, gdzie zawsze ktoś mu mówił, co ma robić. Ale zasadnicze pola zainteresowań są rozbieżne.

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/07/11/dobrzy-i-jeszcze-lepsi/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]

"Duży pałac" skupi wokół siebie ludzi, dla których najważniejsze są media, władza nad kulturą i nauką oraz wyłączność w reprezentowaniu Polski w gremiach światowych. Do "małego pałacu" w naturalny sposób lgną persony mające zupełnie inne perspektywy i interesy.

Może zgrzytać, ale przy braku zasadniczej sprzeczności oczekiwań łatwo też ustawić grę w "dobrego" i "złego". Tym dobrym będzie prezydent, demonstracyjnie domagający się podwyżek dla wszystkich i realizacji wyborczych obietnic, tym złym (ale z góry rozgrzeszanym) premier, wskazujący obiektywne przyczyny niemożności: kryzys, niesprzyjającą reformom aurę i przede wszystkim istnienie opozycji. I właśnie ten ostatni fakt, stanowiący oczywiste zagrożenie dla demokracji i rozwoju, wystarczy, żeby rozdzielające się ponownie polityczne nurty nie oddaliły się zanadto, a wzajemne krytyki nie wyszły poza wdzięczne przekomarzanie.

Przecież wojna między salonem a Wałęsą szła kiedyś naprawdę na noże, a w obliczu wspólnego zagrożenia zapomniano o wszystkim.