Sztabowcy Andrzeja Dudy ogłosili w weekend, że będą nękać Rafała Trzaskowskiego maskotką w kształcie liczby 67. To była aluzja do ewidentnego błędu, jaki popełnił prezydent stolicy, zaprzeczając, że głosował nad obniżeniem wieku emerytalnego. Co ciekawe, wcześniej Trzaskowski kilkakrotnie podkreślał, że jego ugrupowanie polityczne wyciągnęło wnioski z decyzji o podniesieniu wieku emerytalnego – decyzji, która była jednym z gwoździ do politycznej trumny Platformy Obywatelskiej w roku 2015. Manewry wokół emerytur – jak na przykład obietnica Andrzeja Dudy kolejnych dodatkowych wypłat świadczeń dla emerytów – pokazują, jak ważny dla obu kandydatów jest ten elektorat.

Mimo że Prawo i Sprawiedliwość chce z liczby 67 uczynić pułapkę na Trzaskowskiego, to dla prezydenta Warszawy kluczowa jest inna liczba – 30. To bowiem od tego, czy w pierwszej turze dostanie więcej czy mniej niż 30 proc. głosów, zależeć mogą jego szanse w drugiej turze. Wynik poniżej tego pułapu może przekreślić jego szanse. A to dlatego, że gdyby dostał np. 25 proc., to oznaczałoby, że w drugiej turze musiałby niemal dwukrotnie zwiększyć liczbę oddanych na niego głosów, by wygrać. Tak duża mobilizacja w ciągu dwóch tygodni między pierwszą a drugą turą wydaje się niemożliwa. Na tę mobilizację wpływ ma mnóstwo czynników, ale słaby wynik w pierwszej turze po prostu utrudnia psychologicznie kampanię przed drugą. Gdyby z kolei Trzaskowski dostał ponad 30 proc., to mógłby liczyć na efekt mobilizacji elektoratu anty-PiS. Wiele osób, które nie poszłyby do urn, może uwierzyć, że ich głos ma znaczenie, że może przeważyć szalę wydarzeń politycznych w naszym kraju.

Tym, co nieustannie pomaga Trzaskowskiemu w mobilizacji – podobnie jak półtora roku temu w Warszawie – jest permanentny ostrzał ze strony TVP, a także uwaga, którą poświęcają mu Andrzej Duda czy Mateusz Morawiecki w swoich wystąpieniach. Punktem dla kampanii prezydenta stolicy jest też wygrana w sądzie w trybie wyborczym. Sztab PiS, pozywając Trzaskowskiego, popełnił szkolny błąd. Rację jednak mają ci komentatorzy, którzy zwracają uwagę, że sztab Trzaskowskiego za wcześniej zaczął grę na drugą turę i nie docenił wyniku w pierwszej.

Ale to samo dotyczy kandydata PiS. Jeśli w pierwszej turze Duda dostanie sporo ponad 40 proc., znacznie łatwiej będzie mu wygrać w drugiej. Słabszy wynik oznaczałby, że musiałby przez ostatnie dwa tygodnie szukać nowych wyborców z prawa i lewa. Choć granie LGBT było niezwykle cyniczne i ryzykowne, mogło w ostateczności bardziej zaszkodzić Trzaskowskiemu (który musiał w tej sprawie kluczyć i stracić część głosów na rzecz Roberta Biedronia) niż Dudzie. Prezydent może na tym zagraniu uszczknąć kilkadziesiąt tysięcy głosów kandydatowi Konfederacji, by polepszyć swój wynik w pierwszej turze i mieć psychologiczną przewagę. W pierwszej turze bowiem największym rywalem Dudy nie jest Trzaskowki, ale właśnie Krzysztof Bosak, który prowadzi zaskakująco umiarkowaną jak na kandydata środowisk radykalnych kampanię.