Dorzucali jeszcze, cierpiętniczo, strach ludzi przed reformami – na przykład przed przesunięciem wieku emerytalnego.
W tej wersji partia rządząca jest ofiarą zbiegów okoliczności albo własnej bezkompromisowości. Na liście przyczyn nie od razu pojawiło się to, za co trzeba by się uderzyć w piersi – od karygodnej nieodpowiedzialności w sprawie listy leków refundowanych po żyrowanie umowy ACTA, której wagi rząd nie rozumiał. W końcu napomknął o tym rzecznik Graś. Dobre i to, ale...
Naturalnie pewnie nawet socjologom trudno odcedzić powody zasadnicze od drugorzędnych. I można zrozumieć, że Platforma zasłania się propagandą. Gorzej jeśli weźmie tę propagandę za rzeczywistość. I uzna: nie musimy się zmieniać.
A do zmiany jest wiele: lekowa zapaść to na przykład dorobek słabej minister zdrowia, którą Tusk podtrzymywał nieomal na siłę. W nowym rządzie jest podobnie: niektóre ministerstwa przypadły kandydatom słabym. Parę decyzji jawiło się jako żarty. Panie premierze, pora takich żartów się skończyła.
Z kolei klapa w sprawie ACTA to połączenie czynników fundamentalnych – na przykład braku uwrażliwienia na problem swobód obywatelskich – i drobnych, choćby absurdalnego zwyczaju, że premier wynosi się na weekend do Trójmiasta i pozostawia kraj bez przywództwa. Przywództwo musi trwać siedem dni w tygodniu. A wrażliwości na swobody powinna pana nauczyć opinia publiczna. Właśnie się okazało, że polska demokracja, choć jawiła się jako fasadowa, nie jest fasadowa do końca.