Dobry uczeń stara się zrozumieć skomplikowaną materię, ale i tłumaczy trudne zadania kolegom. Prymus chce się koniecznie wyróżnić, być doceniony przez nauczycieli, może nawet przez dyrektora szkoły. Niezbyt przejmuje się tym, czy się czegoś nauczy. Ważne, że zrobi wrażenie.
Rząd Donalda Tuska w Unii Europejskiej od kilku lat cieszy się pozycją prymusa.
Na początku grudnia minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski ogłosił w Berlinie program integracji Unii – bardziej śmiały niż najbardziej federalistyczne plany najskrajniejszych eurooptymistów. Cel prymusa został osiągnięty – pochwalono go w kilku gazetach na Starym Kontynencie, a nawet za Atlantykiem. Pod koniec ubiegłego roku polski rząd zachęcał wszystkich, by nie wetować ustaleń szczytu z 9 grudnia. Ale gdy się okazało, że projekt paktu fiskalnego wyrzucił Polskę poza stół, przy którym będą zapadać najważniejsze unijne decyzje, polski rząd sam musiał straszyć wetem, by mieć choć jeden argument w negocjacjach. Mało dla nas korzystny kształt paktu fiskalnego był konsekwencją przyjęcia postawy prymusa. Pod koniec stycznia premier Tusk ogłosił, że Polska podpisze umowę ACTA. Koronny argument był taki, że zrobią to wszystkie państwa Unii. Ale okazało się, że pięć państw UE, m.in. Holandia i Niemcy, nie złożyło podpisów, bo bardziej niż o dobrą opinię dbają o przestrzeganie prawa i bezpieczeństwo swych obywateli.
Dziś opisujemy w "Rz" wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w sprawie podobnej do tych, które mogą być w przyszłości regulowane przez ACTA. ETS uznał, że takie regulacje są sprzeczne z podstawowymi wartościami UE. W sprawie ACTA Polska też zachowała się jak prymus.
Sęk w tym, że prymus jest prymusem nie dlatego, iż ma poczucie swej wartości. Jest nim, bo ma potężne kompleksy wobec wszystkich naokoło.