Tymczasem, jak dowodzą badania naukowców z Instytutu Badań Edukacyjnych już 12 miesięcy różnicy wieku, wpływa na wyniki egzaminów końcowych uczniów. Młodsi mają zauważalnie gorsze wyniki i to zarówno w podstawówce, jak i w gimnazjum. Ponieważ naukowcy opierają się na twardych danych statystycznych, w swojej pracy jedynie sugerują, że przy większej różnicy wieku może być jeszcze gorzej. A taka prognoza każdemu, kto wyciąga logiczne wnioski, wydaje się oczywista. To zaś oznacza, że ci rodzice, którzy uwierzyli rządowej propagandzie i w okresie przejściowym posłali dzieci w wieku lat sześciu do szkół, mogli im niechcący zrobić krzywdę.

Co więcej, naukowcy z Instytutu Badań Edukacyjnych pokazują, że rację mają organizacje rodziców protestujące przeciw obniżeniu wieku szkolnego. Ich główny argument brzmi, że system edukacyjny nie jest przygotowany na kształcenie sześciolatków. Tu mamy na to dowód. Skoro średni poziom inteligencji sześciolatków jest taki sam jak siedmiolatków, to czym innym jak nie lukami w systemie oświatowym i nieodpowiednim przygotowaniem pedagogów można wyjaśnić to, że młodsze dzieci gorzej wypadają na egzaminach?

Obniżenie wieku szkolnego jako sposób na wyrównywanie różnic edukacyjnych pomiędzy dziećmi z różnych środowisk być może nie jest zły. Kłopot w tym, że polska szkoła nie jest do tego przygotowana. Teraz wiemy już to na pewno i to dzięki danym statystycznym.

Niedawny sondaż fundacji Maciuś o 800 tysiącach głodnych dzieci w polskich szkołach politycy Platformy uznali za niewiarygodny i zlekceważyli. W wyniki badań IBE jednak rząd powinien uwierzyć. Choćby dlatego, że przygotowali je naukowcy z instytucji podległej Ministerstwu Edukacji Narodowej.