Iracka lekcja, polscy uczniowie

Dziesięć lat temu trudno było w Polsce znaleźć wśród polityków, ekspertów czy publicystów zdecydowanego przeciwnika interwencji w Iraku, wplątania się Polaków w wojnę, u boku wymarzonych anglosaskich sojuszników

Aktualizacja: 19.03.2013 15:22 Publikacja: 19.03.2013 15:17

Jerzy Haszczyński

Jerzy Haszczyński

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Minęła dekada, wszyscy wiedzą o tysiącach ofiar tej wojny i grubych miliardach wpompowanych dolarów, ale mimo wszystko teraz nadal łatwiej znaleźć obrońcę tamtej decyzji polskich władz, niż wówczas jej przeciwnika. Co pokazuje, jak bardzo dumni byliśmy z polskiej strefy w Iraku, tuż obok stref amerykańskich i brytyjskiej.

Przyznam, ja nadal jestem obrońcą.Umiarkowanym, z wątpliwościami, może i wyrzutami sumienia, ale jednak obrońcą.

To nie oznacza jednocześnie rozgrzeszenia Amerykanów z wprowadzenia sojuszników w błąd, wyssania z palca powodów, które wymagały obalenia dyktatora: czyli broni masowego rażenia, którą miał mieć, i związków z Al Kaidą, które ponoć utrzymywał.

Jako obrońca podkreślam przede wszystkim: Nie ma już Bliskim Wschodzie nieobliczalnego dyktatora Saddama Husajna. Został obalony w czasach, gdy o samodzielnym obalaniu bliskowschodnich dyktatorów ich prześladowani poddani mogli tylko marzyć. Nie wiadomo oczywiście, ilu Irakijczyków zgładziłby Saddam Husajn przez te dziesięć lat, gdyby nie zajęli się nim Amerykanie. Porównywanie liczby tych, co mogliby zginąć, z liczbą naprawdę zabitych i w czasie wojny rozpoczętej w 2003 roku i w wyniku setek późniejszych zamachów, jest niemożliwe albo niepoważne.

Teraz w Iraku nie ma idealnej demokracji, ale głos uczestników wyborów jest jednak istotny, powstają niedoskonałe, ale jednak, rządy, tworzone są koalicje. A Kurdowie mają quasipaństwo.

Obrońca obstaje też przy tezie, że Polska, kilkanaście lat po upadku ZSRR i kilka lat po wstąpieniu do NATO, słusznie postąpiła, wspierając z całych sił Amerykę. Ufała, że sojusz z odległym supermocarstwem jest inwestycją w przyszłe bezpieczeństwo.

Niestety, tu obrońca staje się coraz bardziej umiarkowany, nie doczeka się wdzięczności za zaufanie i pełne oddanie. To, że byliśmy z Ameryką w trudnym i ważnym momencie, doprowadzając przy okazji do wściekłości innych nowych sojuszników, tych ze starej Europy, nie uczyniło z nas jej obdarzanych nagrodami ulubieńców.

Nie chodzi nawet o te nieszczęsne wizy, które jak były wymagane, tak są, ani o kontrakty na ropę czy jakiekolwiek inne zyski gospodarcze. Najważniejsze, że Ameryka nie czuje się zobowiązana do inwestowania we wspomniane bezpieczeństwo Polski. Tarczy nie ma, dotyczące jej plany są coraz skromniejsze, a ich realizacja coraz odleglejsza (może nawet następca Obamy jej nie doczeka). Jakaś garstka żołnierzy amerykańskich gdzieś po polskiej ziemi czasem się przejedzie, ale nie wygląda to wszystko zbyt odstraszająco.

To nauczka przed bezrefleksyjnym pakowaniem się w następną wojnę, którą być może zechcą zacząć Amerykanie. Na pewno trudno byłoby teraz znaleźć w Polsce zwolenników ataku na Iran, kraju, który akurat na wojnie w Iraku (i w Afganistanie) zyskał nie ponosząc żadnych kosztów.

Zresztą Polska nie wsparłaby ataku na Iran z wielu innych powodów, które poznaliśmy dzięki wojnie irackiej. Teraz wiemy, jak wielki jest opór społeczeństw muzułmańskich przez interwencją państw zachodnich, jak antyamerykańskie i antyzachodnie są one w tej chwili, i jak trudno jest prowadzić działania wojenne w wielomilionowym kraju o trudno dostępnym terenie. Co najważniejsze, wiemy też, jak wielkie straty byłyby wśród ludności cywilnej, która mieszka w pobliżu obiektów atomowych - głównych celów ewentualnego ataku.

Niektórzy domyślają się też, że atom nie jest tylko marzeniem skrajnych irańskich polityków. Także znacznej części uchodzących za prozachodnich opozycjonistów.

Z irackiej lekcji wynosimy ostrożność. Możemy się symbolicznie zaangażować w interwencję w Mali, ale wielkie wojny to już nie dla nas.

Minęła dekada, wszyscy wiedzą o tysiącach ofiar tej wojny i grubych miliardach wpompowanych dolarów, ale mimo wszystko teraz nadal łatwiej znaleźć obrońcę tamtej decyzji polskich władz, niż wówczas jej przeciwnika. Co pokazuje, jak bardzo dumni byliśmy z polskiej strefy w Iraku, tuż obok stref amerykańskich i brytyjskiej.

Przyznam, ja nadal jestem obrońcą.Umiarkowanym, z wątpliwościami, może i wyrzutami sumienia, ale jednak obrońcą.

Pozostało 88% artykułu
Komentarze
Kamil Kołsut: Czy Andrzej Duda trafi do MKOl i dlaczego Donald Tusk nie ma racji?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?