Tak wynika choćby z niedawnego badania agencji Randstad, w którym siedem tysięcy dorosłych Polaków pytano m.in. o główne kryteria atrakcyjności pracodawcy. Bezpieczeństwo zatrudnienia znalazło się tam na drugim miejscu, tuż za stabilnością finansową firm (skądinąd wiadomo, że bez niej trudno o pewną pracę).
W tej sytuacji krytyka wszelkich umów określanych jako śmieciowe, w tym nawet tych ozusowanych, a także opodatkowanych kontraktów terminowych, pada na podatny grunt. Także w polityce. Można więc oczekiwać prób podwyższenia kosztów „złych" umów, by zachęcić firmy do zawierania umów etatowych.
Trudno jednak oczekiwać od pracodawców czegoś, na co ich nie stać. Obecne problemy pracowników to w dużej mierze efekt braku stabilności w samych firmach. Sporo z nich też żyje w niepewności, czy uda się zdobyć kolejny kontrakt, a potem, czy uda się uzyskać za niego pieniądze.
W tej sytuacji zatrudnienie pracownika na etat to luksus, na który nie może sobie pozwolić wiele firm, szczególnie tych małych i średnich. A to one zatrudniają większość z nas.
Problemu umów śmieciowych czy terminowych kontraktów nie rozwiążą zakazy ani próby podwyższenia ich kosztów. Bo to jeszcze zwiększy poczucie niepewności i zagrożenia w firmach. Dla przedsiębiorców będzie to kolejna biurokratyczna bariera. Tak naprawdę o stabilność na rynku pracy trzeba zabiegać, zwiększając poczucie bezpieczeństwa w biznesie – zamiast więc dodawać kolejne regulacje i podnosić podatki, trzeba usuwać bariery i zachęcać firmy do tworzenia nowych miejsc pracy. Wtedy wzrośnie popyt na pracowników. A może i chęć do zatrzymania ich umowami o stałym zatrudnieniu.