W „Gazecie Wyborczej” były redaktor naczelny „Newsweeka” we właściwym sobie stylu – używając przymiotników, wykrzykników, śmiałych figur i ocen – postanowił „zgrillować” akcję „Ratuj maluchy”. Akcję prowadzoną przez Karolinę i Tomasza Elbanowskich, a wspieraną przez setki tysięcy ludzi. Jej inicjatorzy i uczestnicy sprzeciwiają się wysyłaniu sześciolatków do nieprzygotowanych na ich przyjęcie szkół.
Niestety, Maziarski grzeszy zachwianą logiką. Z zadziwiającą łatwością przychodzi mu łączenie argumentów Elbanowskich (tego, że mają choć trochę racji, dowodzi wycofanie się rządu z reformy w 2011 r.) z wypowiedzią prof. Krzysztofa Rybińskiego. Pisze, że nie daje się „nabrać” Elbanowskim, bo Rybiński „grzmi” o „pozbawianiu dzieci odpowiedniej świadomości historycznej”. To nie tylko nadinterpretacja, ale też logiczne pęknięcie. To tak jakbym ja napisał, że nie daję się nabrać feministkom, które walczą dla kobiet o lepsze warunki łączenia pracy z opieką nad dziećmi, bo prof. Magdalenie Środzie, nawet wtedy, gdy mówi ona o polityce na rzecz rodzin, wszystko kojarzy się z opresyjnym Kościołem.
Kolejna sprawa to nieprzyjazne szkoły. Wszelkie dostępne dane wskazują, że szkoły są co najmniej marnie przygotowane na przyjęcie sześciolatków. Pomijając dyskusję o raportach NIK, inspekcji sanitarnej, o sprawozdaniach gmin czy przykładach zebranych przez Elbanowskich, liczy się też minimalna liczba najmłodszych, jaka do szkół trafiła. Wierzę, że ludzie zachowują się racjonalnie i jeśli byłoby tak cudownie, jak chcą propagandziści reformy, to więcej osób wysłałoby swoje pociechy do szkół. A tymczasem z roku na rok dzieci jest tam coraz mniej. Może rodzice, którzy już je wysłali, mówią innym, że to błąd? Co więcej, jak wierzyć w zapewnienia rządu o woli przygotowania placówek na przyjęcie sześciolatków, gdy nie znalazł w tym roku, mimo niezliczonych obietnic, nawet 320 mln zł na przedszkola?
Dwa tygodnie temu byłem u Elbanowskich z wizytą (robiąc reportaż do „Rzeczpospolitej”) i wiem, że są to ludzie oddani sprawie. Do tego wzięli ją we własne ręce. A takich w Polsce bardzo brakuje. Może „GW”, zanim znów zmiesza ich z błotem, zastanowi się, czy nie warto wspierać ludzi, którym coś się chce.
Drogi Wojciechu! Mam prośbę. Zanim następnym razem coś napiszesz, zerknij na podstawowe dane, liczby, fakty. Może wtedy mniej będzie w tym, co piszesz retorycznych figur, a więcej racjonalnych ocen.