To również świetna wiadomość dla wszystkich, którzy chcieliby od państwa wyłudzić po 60 tys. zł. Zupełnie bezkarnie. Rząd bowiem wydłuża płatny urlop, ale nie załatał dziury, która umożliwiła wyciąganie pieniędzy z i tak bardzo deficytowego ZUS.
Już dziś wystarczy przed urodzeniem dziecka założyć firmę, zapłacić ok. 3 tys. zł składek, by później dostać 32 tys. zł. Teraz nastąpi wydłużenie urlopu macierzyńskiego, a więc również podwyższenie sumy, którą można zgodnie z prawem wyciągnąć z ZUS.
Rocznie w Polsce rodzi się ponad 380 tys. dzieci. To niewiele w skali demograficznych potrzeb. Ale jeśli w grupie matek tych dzieci znajdzie się wystarczająco dużo chętnych, aby skorzystać z prawnej furtki, to ZUS będzie musiał wypłacić setki milionów złotych, jeśli nie miliardy. A jeśli weźmiemy pod uwagę, że chodzi o instytucję, na łatanie deficytu której już teraz co roku z budżetu idzie 50 mld zł, sytuacja robi się naprawdę poważna.
I trudno nawet czynić zarzuty matkom, które zakładają firmy jedynie po to, by uzyskać świadczenia. Można się pewnie zastanawiać, czy ich działanie jest etyczne (bo na pewno nie jest nielegalne), ale tak naprawdę pretensje trzeba mieć do państwa, które ułatwia takie praktyki.
Dobrze, że rząd realizuje swe obietnice i chce pomagać rodzinom mającym dzieci. Szkoda tylko, że za tymi dobrymi chęciami nie idzie racjonalne i systemowe myślenie. O istnieniu dziury w przepisach rządzący bowiem wiedzą od dawna. Od dawna też planują działania mające zatrzymać pobieranie świadczeń przez matki, które założyły firmy tuż przed urodzeniem dziecka, tylko po to, żeby wyciągnąć pieniądze z ZUS. A jednak z zamknięciem furtki rząd nie bardzo się spieszył.