Nie wszyscy potrzebowali ostatnio zorganizowanych spotkań, by się zastanawiać, jakie warunki powinni spełniać ci, których wpuszczamy po to, by zarobili na nasze emerytury. Mieli bowiem do czynienia z gwałtownymi wydarzeniami, które skłaniały do myślenia. Szwedzi obserwowali wielodniowe zamieszki na imigranckich przedmieściach Sztokholmu. Brytyjczyków zszokowało poderżnięcie gardła żołnierzowi przez radykałów muzułmańskich.

Kogo więc wybrać w przetargu na nowych Europejczyków w czasach kryzysu ekonomicznego, demograficznego, ideowego?

Dla jednych idealny kandydat jest młody, chętny do pracy, dobrze wykształcony – i to na dodatek w dziedzinie, którą zaniedbała nasza młodzież. Świetnie by było, aby był otwarty na naszą kulturę, a właściwie, żeby wszedł w nią jak w masło, nie przynosząc żadnych traum, obcych obyczajów i rytuałów.

Inni uważają, że to nie my powinniśmy wybierać imigrantów. Oni nas wybrali, więc należy im pomóc, nakarmić, zapewnić ubezpieczenie socjalne oraz dach nad głową. Niezależnie od tego, skąd są i jacy są. I jeszcze trzeba dać im szansę sprowadzenia licznej rodziny.
Ta druga wersja jest samobójcza, pierwsza – niemożliwa do zrealizowania.

Najlepiej zostawić drzwi otwarte tylko dla najbardziej zdeterminowanych spośród tych, którzy nie są nam bliscy kulturowo. A wspierać imigrantów, którzy kulturowo różnią się nieznacznie. Niezależnie od tego, że ktoś może to uznać za nietolerancyjne.