Ani Włodzimierz Karpiński, ani Rafał Baniak nie pojawili się na taśmach wczoraj. Ich nazwiska przewijały się w kontekście nagrań od roku. Tak samo zresztą z marszałkiem Sejmu czy szefem Instytutu Obywatelskiego, którzy obejmowali swe stanowiska, gdy już od kilku miesięcy było wiadomo, że są bohaterami taśm. Ich obecne dymisje oznaczają, że Ewa Kopacz nie potrafiła w odpowiednim momencie przewidzieć, jak wielkim problemem dla PO jest afera taśmowa. Brak umiejętności przewidywania to dla polityka, a szczególnie dla przywódcy poważny błąd. Co ciekawe nie przewidział ich również Donald Tusk zostawiając pod rządem Platformy tykającą bombę.

Przepraszając teraz wyborców Platformy za aferę taśmową, Ewa Kopacz dała też świadectwo hipokryzji PO. Rok temu tłumaczono, że bohaterowie taśm rozmawiali przepełnieni troska o Polskę. Owszem, plotkowali, przeklinali, ale z patriotyzmu. Dziś odchodzą z rządu w niesławie, a Ewa Kopacz przeprasza. Co zmieniło się w ciągu ostatnich miesięcy, że teraz nagle trzeba zacząć przepraszać? Czyżby okazało się, że afery nie da się już dłużej zamiatać pod dywan. Ale to oznacza, że PO naprawdę wiedziała od początku, jak wstydliwy to skandal i od początku chciała sprawę pod dywan zamieść. Platforma powinna więc raczej przeprosić za to, że próbowała Polaków przez rok oszukiwać, że nic się nie stało, a nie za to, co rok temu usłyszeli na taśmach.

Błędem było również to, że premier przepraszając we środę zwróciła się do wyborców Platformy. Owszem ich zaufanie zostało nadużyte w sposób szczególny. Problemem jednak jest jednak to, że taśmy oburzały chyba wszystkich, bez względu na partyjne sympatie. Przeprosiny należą się więc wszystkim.

Platforma przyznała się do błędu jeszcze w jednej dziedzinie. Rozdzielenie prokuratury od resortu sprawiedliwości miało zapewnić śledczym niezależność i skuteczność. Ani jeden cel, ani drugi nie został jednak zrealizowany. Zamiast tego, pięć lat po wprowadzeniu reformy premier Kopacz wszczyna procedurę odwołania prokuratora generalnego, próbując zrzucić na niego odpowiedzialność za klęskę własnej reformy.

Rok temu Donald Tusk odmówił dymisjonowania bohaterów taśm mówiąc, że nie będzie realizował scenariusza pisanego obcym alfabetem. Teraz Ewa Kopacz zrealizowała scenariusz, który na portalu społecznościowym przedstawił Zbigniew Stonoga. To sygnał wielkiej słabości polskiego państwa. Słabości, która rozochoci tylko kolejne osoby, które będą chciały destabilizować sytuację w Polsce. A takich – ani w kraju, ani zagranicą – z pewnością nie zabraknie. Jeśli porównać polską politykę do wesołego miasteczka, to kolejka górska się dopiero rozpędza. Wątpliwych atrakcji nie zabraknie. Pytanie już nie brzmi, czy poradzi sobie z nimi Ewa Kopacz. Pytanie, czy wytrzyma to Polska i nasza młoda demokracja.