Po tym, jak Wołodymyr Zełenski powiedział, że to Donald Trump nie chciał, by Polska brała udział w rozmowach w Genewie, gdzie przedstawiciele trzech europejskich uczestniczyli w negocjacjach Ukrainy, USA i Rosji na temat pokoju, z większym dystansem należy patrzeć na przekomarzanki między Donaldem Tuskiem a Karolem Nawrockim.
Wsadzanie Karola Nawrockiego do jednego koszyka z Grzegorzem Braunem jest bez sensu
Czy krytyka słów Karola Nawrockiego podczas obchodów powstania wielkopolskiego nie miała być przygrywką do sporu o miejsce przy stole, a ściśle rzecz biorąc – przy słuchawce telekonferencji po spotkaniu Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim w Mar-a-Lago? W rozmowie wziął udział Karol Nawrocki, który we wcześniejszych wypowiedziach tłumaczył, że to on bierze na siebie relacje z prezydentem USA, zaś rolą premiera jest udział w formacie koalicji chętnych, na czele której stoją Francuzi, Brytyjczycy i Niemcy. Spotkanie koalicji chętnych właśnie zwołał na początek stycznia prezydent Emmanuel Macron. Donald Tusk w poniedziałek rano pisał więc w serwisie X o nocnych rozmowach z przywódcami państw europejskich.
Komentując słowa o obronie zachodniej granicy (powstańcy walczyli wszak z Niemcami), Tusk zarzucił prezydentowi, że zagrożenie widzi na Zachodzie, a nie Wschodzie i zapisał go wraz ze Sławomirem Mentzenem i Grzegorzem Braunem de facto do bloku rosyjskiego.