Afera mieszkaniowa pozwoliła Karolowi Nawrockiemu celująco zdać egzamin z bycia kandydatem PiS w wyborach prezydenckich. Liczne publikacje medialne, pytania i zarzuty nie obniżyły jego czujności. Kandydat nie okazał słabości ani przez chwilę.
Czego dowiedzieliśmy się z afery mieszkaniowej o Karolu Nawrockim?
Przeciwnie, stawił czoła nawale jak prawdziwy polityk obozu PiS: krew z krwi Zjednoczonej Prawicy – takiej, jaką poznaliśmy w ciągu ostatnich lat rządów. Postępował ściśle według wytycznych podręcznika młodego pisowca: gdy cię pytają, atakuj, gdy cię dociskają, jeszcze mocniej atakuj, gdy cię atakują, ogłoś się ofiarą spisku postkomunistów i służb specjalnych. Jeśli cię nie zmuszą, nie mów prawdy, ale kombinuj, kręć i przede wszystkim oburzaj się na polityczny atak.
Bo czego dowiedzieliśmy się o Karolu Nawrockim po zamieszaniu związanym z jego mieszkaniami? Że kręcenie, unikanie, udawanie – czyli to, co znamy z rządów PiS, to jego modus operandi. Przypomnijmy, że całe zamieszanie zaczęło się od tego, że w debacie Nawrocki powiedział: – Mówię w imieniu Polek i Polaków zwykłych, takich jak ja, którzy mają jedno mieszkanie.
Czytaj więcej
Karol Nawrocki skłamał podczas debaty prezydenckiej na temat tego, ile ma mieszkań. Historia prze...
Potem Onet ujawnił, że z ksiąg wieczystych wynika, że Nawrocki ma jeszcze jedno mieszkanie. Wówczas PiS zaczął podwójną operację. Tłumaczono, że w debacie wcale nie powiedział tego, co powiedział. Że z jego słów wcale nie wynika, że posiada jedno mieszkanie, że chodziło o to, że jest taki jak miliony zwykłych Polaków, a nie że ma jedno mieszkanie. Równocześnie PiS zaczął przekonywać, że Nawrocki padł ofiarą długo przygotowywanej operacji służb specjalnych. Dowodzono, że od tygodni sztab PiS dostawał sygnały, że dokumenty, na podstawie których przyznano Nawrockiemu dostęp do tajemnic państwowych – te, w których urzędnicy wpisują cały swój majątek – zostały przez służby udostępniane dziennikarzom.