O ile można się zgodzić z Marcinem Mastalerkiem, szefem gabinetu prezydenta, że mało który polski polityk kręciłby nosem na to, że Trump nie zaprasza go do Białego Domu, lecz do VIP roomu na zapleczu konwencji CPAC, o tyle jednak jego sposób przedstawienia całego wydarzenia przez Mastalerka w Radiu Zet był nieco karykaturalny.
Długa rozmowa Andrzeja Dudy z Donaldem Trumpem w czasie 11-minutowego spotkania?
Bo owszem, 11 minut to więcej niż nic i ważne jest, co podkreśla również polski rząd, że do takiego spotkania w ogóle doszło. Jednak stwierdzenie, że spotkanie było podzielone na dwie części, a jedną z nich była długa (!) rozmowa prezydenta Andrzeja Dudy z Donaldem Trumpem wydaje się jednak pewnym nadużyciem. Podobnie jak próba przekonywania, iż TV Republika transmitująca, jak Andrzej Duda cierpliwie czeka na prezydenta USA, a minuty mijają i mijają, nie jest problemem wizerunkowym głowy państwa, lecz wielkim sukcesem telewizji Tomasza Sakiewicza, której udało się zajrzeć za kulisy polityki. Owszem, udało się, ale przy okazji wyszło na jaw, że – nazwijmy to delikatnie – polski prezydent znacznie gorliwiej chce się spotkać z amerykańskim prezydentem niż prezydent USA z nim. Co być może nie zaskakuje, ale transmitowane na żywo nie dodaje prezydentowi prestiżu. I nawet fakt, że – jak twierdzi Mastalerek – prezydent Duda miał na CPAC status politycznej gwiazdy rocka i co rusz ktoś chciał sobie z nim zrobić zdjęcie, nie zaciera tego złego wrażenia.
Rządu Friedricha Merza nie ma, ale już wygrał z Donaldem Tuskiem?
Czytaj więcej
Skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec i postkomunistyczna Lewica (Die Linke) zdobyły jedną t...
Ale podważać znaczenia prezydenckich 11 minut i krytykować towarzyszących im medialnych okoliczności nie można i basta. Co innego z krytyką polityki zagranicznej premiera Donalda Tuska – tu można (a pewnie wręcz patriotycznie trzeba) krytykować rząd nawet awansem – np. za to, że ulega, pardon, będzie ulegał, rządowi Friedricha Merza, który jeszcze nie powstał. Byli ministrowie w rządzie Mateusza Morawieckiego – Waldemar Buda i Paweł Jabłoński – już wiedzą, że Merz będzie nową Angelą Merkel (a że Merz jest wielkim krytykiem byłej kanclerz? Jeśli fakty nie pasują do tez, to tym gorzej dla faktów!), że rozluźni relacje z USA (tak jakby Donald Trump, któremu politycy PiS w Sejmie bili brawo, nie robił tego znacznie skuteczniej, odkąd został zaprzysiężony na prezydenta) i – co gorsza – polski rząd się na to wszystko zgadza. To znaczy zgodzi się, gdy rząd ten kiedyś powstanie i gdy zacznie realizować swoją politykę.