Wycofanie się rakiem przez Donalda Tuska z decyzji, która tak oburzyła sędziów kontestujących reformy przeprowadzone przez PiS i Zbigniewa Ziobrę, pokazuje ostatecznie, jak głęboki jest podział w środowisku sędziowskim. Przestrzeń do kompromisu w tej kwestii – jak się okazuje – praktycznie nie istnieje, a jedynym rozwiązaniem akceptowalnym dla sędziów bez przedrostka „neo” jest całkowita kapitulacja drugiej strony, cofnięcie reform w sposób równie bezwzględny, w jaki PiS je przeprowadzał, i zmuszenie neosędziów do publicznej pokuty, którą ma być „czynny żal” wyrażany przez awansujących pod rządami neoKRS. Nawet wyjaśnienie premiera, że kontrasygnata była spowodowana błędem, nie wystarczyło – konieczne było znalezienie sposobu, aby cofnąć czas. I tak się stało.
Reformie wymiaru sprawiedliwości w wykonaniu rządu Donalda Tuska grozi ten sam grzech pierworodny, jaki miały reformy PiS
Problem w tym, że reforma wymiaru sprawiedliwości przeprowadzona na takich warunkach, będzie obciążona grzechem pierworodnym, jaki miały reformy PiS, to znaczy będzie formą dyktatu w żaden sposób nieliczącego się z drugą stroną politycznego sporu. Krótkofalowo – przy założeniu, że kandydat obecnie rządzącej koalicji wygra wybory prezydenckie – pozwoli to oczywiście przywrócić stan sprzed upolitycznienia KRS i podporządkowania sobie przez PiS dużej części Sądu Najwyższego. ale już w średniej, a na pewno w długiej perspektywie trwałość tych zmian będzie dyskusyjna.
Czytaj więcej
Premier Donald Tusk zapowiedział, że nie złoży kontrasygnaty po postanowieniem Andrzeja Dudy o wyznaczeniu osoby kierującej Izbą Pracy Sądu Najwyższego. Nazwał to kolejną próbą legalizowania sytuacji z neosędziami.
A to dlatego, że Prawo i Sprawiedliwość oraz ta część środowiska sędziowskiego, która zmiany przeprowadzane przez tę partię popierała, znajdzie się na pozycjach, które przez ostatnie lata zajmowali członkowie Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia” czy inicjatywy „Wolne Sądy”. Tzn. będą kontestować reformę nie w jej poszczególnych elementach, ale w całości, jako działanie – z ich perspektywy – będące próbą zawłaszczenia sądownictwa przez drugą stronę. To zaś oznacza, że jeśli PiS wróci do władzy, nie będzie się czuł w żaden sposób związany nowymi regułami gry i na powrót wprowadzi swoje porządki w sądach.
To z kolei prowadzi nas do sytuacji, w której konflikt wokół sądownictwa i praworządności może trwać przez wiele kadencji Sejmu, a wymiar sprawiedliwości będzie w stanie permanentnego kryzysu. Ze szkodą dla nas wszystkich.