Decyzja jest symboliczna, ale przez to nie mniej istotna. Brytyjski rząd wstrzymał licencję na dostawę dla Izraela 30 spośród 350 rodzajów uzbrojenia. Ponieważ Izrael sprowadza z Wielkiej Brytanii tylko 1 proc. sprzętu na potrzeby swojej armii, nie odczuje więc w sposób praktyczny stanowiska Londynu.
Czytaj więcej
Wielka Brytania w trybie natychmiastowym zawiesza 30 z 350 licencji na eksport broni do Izraela, ponieważ istnieje ryzyko, że taki sprzęt może być wykorzystywany do "poważnego naruszania prawa międzynarodowego" - oświadczył szef brytyjskiego MSZ, David Lammy, na forum parlamentu.
A jednak Beniamin Netanjahu zareagował na inicjatywę rządu Keira Starmera z furią. Nazwał ją „godną pożałowania”. I faktycznie, dla Izraela to niebezpieczny precedens. Po raz pierwszy kraj, który należy do wąskiego grona najwierniejszych sojuszników Tel Awiwu, dał znać, że nie będzie dłużej aprobował trwającej już blisko rok pacyfikacji Strefy Gazy, w której być może (nikt nie jest w stanie zweryfikować danych władz palestyńskich) zginęło już przeszło 40 tys. osób.
Na dwa miesiące przed wyborami prezydenckimi Joe Biden nie może sobie pozwolić na podobny ruch. Ale i on w przypływie szczerości przyznał w tym tygodniu, że Netanjahu „nie robi wystarczająco dużo”, aby doprowadzić do zawieszenia broni z Hamasem.
Rekordowe demonstracje przeciw Beniaminowi Netanjahu
Opór przeciwko polityce lidera Likudu nasila się też wewnątrz kraju. W poniedziałek Izrael został sparaliżowany, wybuchł strajk generalny. Zaraz po tym, jak odkryto sześć ciał zamordowanych izraelskich zakładników, protestujący domagali się porozumienia z Hamasem, które pozwoli na uwolnienie pozostających jeszcze przy życiu przetrzymywanych.