Potrzeba było zaledwie kilku dni i jednych wyborów do Parlamentu Europejskiego, by Władysław Kosiniak-Kamysz z polityka, który „ma krew na rękach” (co zarzucił mu europoseł PiS Dominik Tarczyński), który powinien wraz z całym rządem podać się do dymisji w związku z zakuciem w kajdanki na granicy trzech polskich żołnierzy (czego chciał Jarosław Kaczyński), albo po prostu podać się do dymisji (co postulował Sebastian Kaleta), zmienił się w męża opatrznościowego polskiej prawicy, którzy może stanąć na czele rządu ludowo-narodowego i poprowadzić kraj ku świetlanej przyszłości. W ciągu kilku dni tekę premiera Kosiniakowi-Kamyszowi zaoferowali bowiem wicepremier Jacek Sasin i były wiceminister rolnictwa Janusz Kowalski.