Kilka lat temu napisałam tekst o hospicjach perinatalnych. Rozmawiałam z lekarzami, którzy równocześnie odbierali porody i towarzyszyli dziecku w odchodzeniu. Spotykałam kobiety, które cieszyły się z każdego dnia ciąży, wiedząc, że dopóki noszą w sobie dziecko, ono żyje. Pamiętam jedną z nich, która opowiadała, jak kupowała ubranka dla mającego urodzić się dziecka z bezmózgowiem. Zapytano ją w sklepie, czy potrzebuje ubranka do domu czy na zewnątrz. – Na dwór – odpowiedziała tamta kobieta, zastanawiając się, czy dziecku „aby na pewno będzie ciepło w trumience”. To była późna jesień.
Zmuszanie do rodzenia śmiertelnie chorego dziecka jest nieludzkie
Pisząc tamten tekst, byłam mamą rocznego wówczas chłopca i
doskonale pamiętałam emocje związane z ciążą i porodem. Współczułam tym
kobietom, podziwiałam ich heroizm i byłam absolutnie przekonana, że nikogo nie
można zmuszać do przechodzenia przez ten koszmar, którego one doświadczały. Zmuszanie
kobiet do rodzenia śmiertelnie chorego dziecka jest nieludzkie.
Jeśli kobieta nie chce przerywać ciąży, aborcja jest sprzeczna z jej światopoglądem i wyznawanymi wartościami, nie musi tego robić
Kobiety, z którymi wtedy rozmawiałam, mogły wybrać, czy urodzą śmiertelnie chore dziecko, czy zdecydują się na aborcję. One wybrały tak, inne w podobnej sytuacji zdecydowały inaczej. Miały do tego prawo, którego w 2020 r. wyrokiem trybunału Julii Przyłębskiej kobiety pozbawiono.
Dziś w Sejmie mówimy nie tylko o powrocie do kompromisu aborcyjnego, ale także o prawie do bezpiecznej aborcji do 12. tygodnia ciąży. Mówimy o tym, by pozwolono kobietom decydować o sobie. Bo faktem jest to, co w Sejmie podczas debaty na temat czterech projektów aborcyjnych mówiły posłanki koalicji rządzącej – „aborcje były, są i będą. Kto będzie chciał przerwać ciążę, zrobi to bez problemu – wszystko jest kwestią ceny. Naiwnością jest myślenie, że zakazem zlikwidujemy coś, co części z nas może wydawać się złem. To tak nie działa.