Premier zechciał się wypowiedzieć o mistrzostwach świata w piłce siatkowej, które mają się odbyć nad Wisłą w 2027 roku. Prezydent zaś, z ministrem sportu Kamilem Bortniczukiem, poinformował, że będziemy zabiegać o organizację igrzysk olimpijskich w 2036 roku, czyli ni mniej, ni więcej za 13 lat.
Polska nie jest gotowa na igrzyska olimpijskie
Pewnie już oczami wyobraźni widzi tysiące ścigających się kolarzy na A1
Panu premierowi biję brawo, siatkówka to sport dość łatwy, podbijanie rączkami piłki – potrzeba do tego hali, parkietu, piłki i siatki, na dodatek jesteśmy w tym dobrzy. Czyli igrzyska dla ludu tanie, łatwe i przyjemne. Na dodatek na przygotowanie mamy cztery lata. W sam raz do kolejnej kampanii. Z panem prezydentem jest trochę inaczej. Bo ten – od niedawna – specjalista od kina moralnego niepokoju musi wiedzieć, że igrzyska olimpijskie to nie tylko parkiet i podbijanie piłki rączką, ale również rowery, pływanie, sporty walki, skoki i podskoki, ściganie się łódek, a nawet wyścigi z latawcem (kitesurfing), łącznie ponad 30 dyscyplin i ze trzy i pół setki konkurencji. Dużo. Piekielnie dużo. Gdzieś wszystko to trzeba zmieścić, zorganizować, a tysiące sportowców, ekipy i miliony widzów zakwaterować. Fachowcy wiedzą, że nie jesteśmy do tego przygotowani nawet w małym procencie.
Prosty podatnik nie chce finansować wizji prezydenta Andrzeja Dudy
Jeszcze gorzej z finansowaniem. Tokio na igrzyska w 2020 roku musiało wyłożyć 13 mld dol. Budżet odbywających się w 2024 roku zawodów w Paryżu już przekroczył 8 mld. Okraszone słodkimi uśmiechami zapewnienia – że „bogacimy się”, gospodarka kwitnie, mamy już 5 tys. km szybkich dróg, a do 2036 na pewno powstanie CPK – to odrobinę za mało. Ale cóż to dla prezydenta. Pewnie już oczami wyobraźni widzi tysiące ścigających się kolarzy na A1, na Zegrzu regaty, a nad CPK zawody szybowcowe. Wszystko na koszt podatnika, a jakże.