Bogusław Chrabota: Budapeszt czuje miętę do bandytów

Mińską eskapadę szefa węgierskiej dyplomacji Pétera Szijjártó można by potraktować tylko jako naplucie w gębę bratankom z Warszawy, gdyby nie to, że idealnie wpisała się w potrzeby Łukaszenki.

Aktualizacja: 15.02.2023 01:00 Publikacja: 14.02.2023 17:21

Ledwo co premier Węgier Viktor Orbán obraził Ukraińców, twierdząc, że ich kraj jest jak Afganistan z

Ledwo co premier Węgier Viktor Orbán obraził Ukraińców, twierdząc, że ich kraj jest jak Afganistan ziemią niczyją, a teraz wysłał z pokojową misją do Mińska swojego ministra spraw zagranicznych

Foto: AFP

Polak – Węgier, dwa bratanki… Wciąż w to wierzę, choć za czasów Viktora Orbána moja wiara została wystawiona wielokrotnie na ciężką próbę. Problem w tym, że premier Węgier, w którego tak wierzyliśmy nad Wisłą w latach 90., ostatecznie wybrał ścieżkę Erdogana, a ideały demokratycznych przemian końca lat 80. zamienił na fideszowe państwo w państwie, stadion w Felcsút i przyjaźń z Putinem.

Dziwi ten flirt premiera Węgier z autokratą (dziś wiemy, że także zbrodniarzem), zwłaszcza że Orbán pazurami trzyma się Unii Europejskiej i ponoć ani myśli o scenariuszu jakiegoś hungaroexitu. Zdaniem przychylnych mu ekspertów chce być po prostu pragmatyczny; przeciwnicy widzą co innego. Unia to dla niego gwarancja dopływu taniej gotówki do skorumpowanego systemu władzy i zachodnie inwestycje, bez których Węgry dawno byłyby bankrutem. Panu Bogu więc świeczkę, a diabłu ogarek. Przysłowie to pasuje jak ulał, choć może czas je odwrócić: Putinowi świeczkę, a Unii ogarek; świeczka pali się coraz jaśniej, a ogarek coraz bardziej symboliczny.

Czytaj więcej

Węgry łamią tabu. Szef MSZ pojechał na Białoruś

Po tym, jak kilka tygodni temu premier Węgier obraził Ukraińców, twierdząc, że ich kraj jest jak Afganistan ziemią niczyją, wysłał z pokojową misją – tym razem do Mińska – swojego ministra spraw zagranicznych Pétera Szijjártó. Po co? Nie wiadomo. Minister z Budapesztu, komentując swoją wyprawę na dwór Łukaszenki, zaprezentował jakiś bełkot o konieczności zachowania kanałów komunikacyjnych i negocjacjach, które – rzekomo – mają zapewnić natychmiastowy pokój.

Negocjacje w Mińsku? Z kim? Z Łukaszenką? O pokoju? Dziwne, że świat nic o nich nie wie. Chyba że Budapeszt wyskoczy nagle jak królik z kapelusza z jakimś nowym formatem i rzuci euroatlantyckie stolice na kolana. Trudno jednak w to wierzyć, skoro ten sam Szijjártó kilka godzin wcześniej krytykował w węgierskich mediach kolejny pakiet wymierzonych w Moskwę sankcji.

Węgierski minister i jego pryncypał z Budapesztu pokazali światu, że Mińsk jest partnerem w relacjach z krajami UE i należy go traktować z powagą

Cóż zatem było przedmiotem rozmów z białoruskim odpowiednikiem Szijjártó – Siarhiejem Alejnikiem? Bez wątpienia jakiś geszeft, skoro w rozmowach uczestniczył lokalny minister gospodarki Aleksander Czarwiakowy. Oczywiście, trudno odmówić Budapesztowi prawa do geszeftów z reżimem Łukaszenki (zwłaszcza że Polacy nie są lepsi), niemniej przez wzgląd na tradycyjną przyjaźń i wzajemne wsparcie „bratanków” z Warszawy Budapeszt winien pamiętać, że ledwie kilka dni temu reżim w Mińsku skazał w ustawionym procesie na długie lata więzienia Andrzeja Poczobuta. Sprawa przetoczyła się przez światową prasę, więc Szijjártó nie mógł o niej nie słyszeć. Gdyby jeszcze zechciał się o Poczobuta upomnieć! Zabrać głos w sprawie prześladowań politycznych i narodowościowych na Białorusi, choćby po powrocie z Mińska. Nie, nic takiego nie miało miejsca. W ogólnym komunikacie szefa węgierskiego MSZ czytamy tylko, że choć nie poruszano tematyki wewnętrznej, w rozmowach podkreślono konieczność respektowania praw mniejszości narodowych i gwarancji wolności religijnych. O łaskawcy! O dobroczyńcy! Wypada paść na kolana i podziękować w imieniu Andrzeja Poczobuta, Andżeliki Borys i setek innych więźniów reżimu.

Ale dość żartów; mińską eskapadę Petera Szijjártó można by potraktować tylko jako udane naplucie w gębę bratankom z Warszawy, gdyby nie to, że idealnie wpisała się w potrzeby Łukaszenki. Węgierski minister i jego pryncypał z Budapesztu pokazali światu, że Mińsk jest partnerem w relacjach z krajami UE i należy go traktować z powagą. Dzięki nim Łukaszenko znów wygrał starcie z wolnym światem. I znów do zera.

Polak – Węgier, dwa bratanki… Wciąż w to wierzę, choć za czasów Viktora Orbána moja wiara została wystawiona wielokrotnie na ciężką próbę. Problem w tym, że premier Węgier, w którego tak wierzyliśmy nad Wisłą w latach 90., ostatecznie wybrał ścieżkę Erdogana, a ideały demokratycznych przemian końca lat 80. zamienił na fideszowe państwo w państwie, stadion w Felcsút i przyjaźń z Putinem.

Dziwi ten flirt premiera Węgier z autokratą (dziś wiemy, że także zbrodniarzem), zwłaszcza że Orbán pazurami trzyma się Unii Europejskiej i ponoć ani myśli o scenariuszu jakiegoś hungaroexitu. Zdaniem przychylnych mu ekspertów chce być po prostu pragmatyczny; przeciwnicy widzą co innego. Unia to dla niego gwarancja dopływu taniej gotówki do skorumpowanego systemu władzy i zachodnie inwestycje, bez których Węgry dawno byłyby bankrutem. Panu Bogu więc świeczkę, a diabłu ogarek. Przysłowie to pasuje jak ulał, choć może czas je odwrócić: Putinowi świeczkę, a Unii ogarek; świeczka pali się coraz jaśniej, a ogarek coraz bardziej symboliczny.

Komentarze
Bogusław Chrabota: Budownictwo socjalne to błędna ścieżka
Komentarze
Michał Płociński: Polska w Unii – koniec epoki młodzieńczej. Historyczna zmiana warty
Komentarze
Izabela Kacprzak: Ministrowie i nowi posłowie na listach do europarlamentu to polityczny cynizm Donalda Tuska
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Adam Bodnar ujawnia nadużycia ws. Pegasusa. To po co jeszcze komisja śledcza?
Komentarze
Mirosław Żukowski: Chińczycy trzymają się mocno. Afera z dopingiem zamieciona pod dywan?