Wokół Funduszu Kościelnego przez lata narosło wiele mitów, wykorzystują je chętnie ci, którzy twierdzą, że państwo finansuje działalność Kościoła katolickiego. Jego istnienie jest tego namacalnym dowodem. Słowo „fundusz” z przymiotnikiem „kościelny” podnosi niektórym emocje, a politykom dostarcza paliwa. Z hasłami jego likwidacji na sztandarach szło do wyborów parlamentarnych sporo partii. Tyle że dawno zginęły one bez śladu w odmętach dziejów, a fundusz jak trwał, tak trwa.

Czytaj więcej

Fundusz Kościelny puchnie

Prawdą jest, że w pierwszym odruchu kojarzony jest on z Kościołem katolickim. To najważniejsze w Polsce wyznanie i największy beneficjent funduszu. Ale też mający ku temu solidne podstawy. Fundusz powstał w latach 50. XX w., a środki z niego miały być rekompensatą dla Kościoła za utratę dochodów z odebranych mu przez państwo nieruchomości. Od początku korzystały z niego także inne Kościoły chrześcijańskie: prawosławny, polskokatolicki, ewangelicko-augsburski. Pieniądze dostawali także muzułmanie. Na odbudowę lub renowację świątyń. Z czasem – już po roku 1989 – z funduszu zaczęto płacić składki na ubezpieczenia społeczne części duchownych, a także wspierać działalność charytatywną Kościołów.

Pierwotne założenia – w ramach równości religii – zostały jednak wypaczone. Po pieniądze z rosnącego z roku na rok budżetu ręce wyciąga dziś blisko 200 Kościołów i związków wyznaniowych. Zdecydowanej większości z nich w czasach PRL nic nie zabrano, bo po prostu nie istniały. Właściwie każdy może po te środki sięgnąć. Wystarczy założyć swój Kościół, zebrać niewielką grupę wyznawców (setka wystarczy) i złożyć wniosek o rejestrację. To wszystko. Potem państwo – o czym niedawno pisaliśmy w „Rzeczpospolitej” – i tak się w tym pogubi, bo ani MSWiA, ani ZUS nie bardzo wiedzą, komu i za co płacą. Żyć nie umierać! Ot, choćby we wspólnocie letnich wyznawców boga Twaroga.

Możemy się zżymać na to, że fundusz pochłania z roku na rok coraz więcej pieniędzy. Można się wkurzać, że najwięcej dostają katolicy rzymscy. Ale zdecydowanie mocniej winna nas denerwować bezradność państwa, które toleruje dziurawy jak durszlak system finansowania z funduszu. Politycy co prawda od lat powtarzają, że jest on do zmiany albo likwidacji. Tymczasem dziarski staruszek ma już 72 lata, w tym 33 przeżył w wolnej Polsce, i jak dotąd nikt nie wymyślił, co z nim zrobić. I prędko raczej nie wymyśli.